sobota, 5 lipca 2014

Nie ma gospodarki bez polityki gospodarczej państwa (6)

V. Sztafety ciąg dalszy

Wojna przerwała realizację polskich planów gospodarczych i przyniosła ogromne straty materialne i kadrowe. Wielu fachowców jednak ocalało i przystąpiło w warunkach okupacyjnych do kształcenia nowych kadr. Pod koniec wojny, kiedy granice przyszłej Polski były już wyznaczone, szykowano się do przejęcia zakładów przemysłowych na Ziemiach Odzyskanych. Tworzono programy gospodarcze i plany nowych form organizacyjno - własnościowych. Stanisław Grabski[1] postulował wprowadzenie w przejmowanych fabrykach Ziem Odzyskanych akcjonariatu pracowniczego połączonego z własnością państwową.

Po wojnie komuniści narzucili swój system, jednakże ogromna ilość wykształconych przed wojną i na tajnych kompletach fachowców przystąpiła do odbudowy kraju i polskiego przemysłu.

Jak podaje Aleksander Bocheński[2] Kazimierz Szpotański zorganizował przemysł elektrotechniczny, a jego ludzie zasilili katedry wyższych uczelni technicznych. Z kolei człowiek z „Cegielskiego” inż. Adam Kręglewski zorganizował przemysł maszynowy. Do współpracy przystąpił także Eugeniusz Kwiatkowski, lecz jego formatu nie mogli już komuniści strawić.

Czy działalność tych ludzi należy uznać za kolaborację, a wynik ich działalności za dokonania komunizmu? Wszak równie dobrze za kolaborantów można uznać tych, co budowali polski przemysł pod zaborami a ich dokonania uznać za dokonania państw zaborczych.

Czy polscy ludzie przemysłu, stali się kwintesencją komunizmu, czy raczej musieli się z nim borykać, by coś sensownego w ramach komunizmu stworzyć? Przecież wiemy, że wybitnych fachowców zastępowano partyjnymi miernotami, że rzetelne planowanie zastępowano partyjną improwizacją często dyktowaną potrzebą uczczenia różnych rocznic. Pamiętamy również zmagania polskich wynalazców nie mogących się doczekać opatentowania i wdrożenia swoich pomysłów.

Polski świat przemysłu okresu komunizmu jesteśmy skłonni postrzegać jako grupę złożoną wyłącznie z nomenklaturowych dyrektorów i tzw. „roboli” zapominając o całej rzeszy rzetelnej inteligencji technicznej. W 1992 roku starałem się uwypuklić znaczenie tej grupy pisząc[3]:

Czym jest w istocie ta słabo u nas postrzegana i doceniana grupa? Odpowiedź, jakiej udzielimy może być zaskakująca, ale jest prawdziwa: jest to grupa najbardziej dla rozwoju kraju zasłużona, a jednocześnie najbardziej przez komunizm poszkodowana w swych twórczych działaniach i aspiracjach. Są to sprawy mało u nas rozumiane. Za jedyne ofiary komunizmu uchodzą u nas ludzie walki zbrojnej i ludzie pióra. Ci ostatni należą zresztą do grupy byłych tzw. „pieszczoszków” systemu.


Rosyjska literatura udokumentowała ręką Sołżenicyna gehennę rosyjskich inżynierów pod rządami komunistów. U nas tego nie opisano a materiału byłoby dużo. W naszym przypadku nie było wprawdzie tylu więzień, ale już zwolnień z pracy było dużo. Nagminne było natomiast ciągłe zmaganie się kompetencji i twórczej myśli całej armii techników i inżynierów z nomenklaturową niekompetencją i marnotrawstwem, robieniem na pokaz, dla wskaźników i pod sprawozdania, z rozwiązaniami szkodliwymi dla ludzi i środowiska. Było zmaganie się ludzi dobrej roboty z partyjnym etosem karierowiczostwa, pozoranctwa i nabijania własnej kabzy. Było ciągłe marnowanie, wysiłku, zdolności i możliwości twórczych najistotniejszej dla rozwoju kraju grupy społecznej.

Coś jednak zaczyna się zmieniać. W roku 2000 ukazała się pierwsza książka, która problematykę tę porusza[4]. Jej autor, inżynier, zdecydowany przeciwnik poprzedniego ustroju, był m. in. wieloletnim pracownikiem „Gliwickiego Biura Projektów Budownictwa Przemysłowego”. Przytoczę kilka pouczających cytatów z tej pionierskiej pracy pozwalających skorygować sposób patrzenia na dokonania ostatnich dziesięcioleci i skłaniających do traktowania ich z większym szacunkiem:

Walczyć o postęp techniczny w socrealizmie było bardzo trudno. Trzeba było schlebiać mocodawcom i używać krętactwa na szczeblach pośrednich (...)

Niebawem w krótkim czasie powstało w kraju 16 obiektów przemysłowych, w których zużyto 284 000 m2blach trapezowych na lekką obudowę ścian tych hal. Był to sukces myśli technicznej, wdrożony do budownictwa wbrew bezwładowi gospodarki socjalistycznej. (str. 63)

Biuro miało poważne osiągnięcia. Jego dziełem w dużej mierze są Zakłady Petrochemiczne w Płocku, część Puław i Tarnowa, kilkanaście pomniejszych fabryk (nowe cementownie, walcownie, bazy techniczne, transportowe i materiałowe, kilkanaście wytwórni kwasu siarkowego w ZSRR, cukrownia w Hiszpanii, bazy transportowe w RFN, Włoszech, Iranie i Indiach. Ponadto zakłady specjalne: Stacja Krwiodawstwa w Katowicach, Fabryka Elektrod Węglowych w Nowym Sączu i wiele innych).

Biuro utrzymuje kontakty z politechnikami, branżowymi instytutami oraz wysyła swoich inżynierów na liczne kursy, szkolenia i konferencje naukowo techniczne. Wszystko to pozwala utrzymać poziom techniczny, choć przeważnie kłóci się z realiami ekonomicznymi. (...)

Mimo to Biuro usiłuje nadawać tempo. Powoli, ostrożnie i nie prostą drogą przez oferowanie nowocześnie opracowanych projektów roboczych, ale grając na ambicjach decydentów, potrzebie ich autoreklamy, albo ukrytymi groźbami, że jak się czegoś nie zrobi, to dojdzie do politycznej kompromitacji. Na to są czuli i to skutkuje, a wtedy ich decyzjami rządzi strach. (str. 94-95)...

Były to boje z różnymi „ważnymi” osobistościami, z głupotą i marnotrawstwem, gdzie nie mówiło się o polityce, ale walczyło argumentami technicznymi o rozsądek i umiar w ambicjach. Czasem perfidnie, czasem ciosem między oczy, ale zawsze starannie, bez nerwów, przekonująco. (str. 107)

Trudno o lepszą ilustrację działania polskiej sztafety gospodarczej pod rządami komunistów. Książek takich powinno pojawiać się więcej. To, co tkwiło w okowach komunizmu było jednak Polską i dla swojego kraju starało się pracować.

Podajmy jeszcze jeden przykład – odkrycie nowych złóż miedzi i budowa „klejnotu polskiego przemysłu” czyli KGHM.

Przed wojną, niemieccy geologowie doszli do wniosku, że złóż miedzi w obrębie tzw. monokliny przedsudeckiej nie ma. Opinię tę zakwestionował tuż po wojnie prof. Józef Zwierzycki z Uniweresytetu Wrocławskiego, który opracował nową geologiczną mapę monokliny, stwarzając lepsze podstawy pod nowe poszukiwania.

Prof. Zwierzycki zrezygnował przed wojną z posady Dyrektora Służby Geologicznej Indii Holenderskich i wrócił do Polski by dla niej pracować. Był więźniem Oświęcimia a po wojnie zdecydował się nadal służyć krajowi, współorganizując ośrodek geologii wrocławskiej. Nie widać u tego człowieka ani żądzy zysku ani chęci robienia partyjnej kariery.


Program poszukiwań na monoklinie opracował Jan Wyżykowski z Państwowego Instytutu Geologicznego, do którego też (i jego ekipy) należy zasługa odkrycia (1957) i dokumentacji jednych z największych na świecie złóż miedzi. Praca ta była wykonywana wbrew sceptykom sugerującym się opiniami niemieckimi.

Programowi poszukiwań patronował z pozycji szefa Państwowego Instytutu Geologicznego prof. Andrzej Bolewski wielki patriota, więzień obozu koncentracyjnego i ogromnie zasłużony ekspert gospodarczy przy ustalaniu zachodniej granicy Polski na konferencji w Poczdamie.

W 1960 roku ruszyła budowa KGHMu. W 1962 roku jego dyrektorem naczelnym został inż. Tadeusz Zastawnik, człowiek najbardziej zasłużony w realizowaniu nowej inwestycji. Jego zasługi polegają w dużej mierze na zwycięskich bojach prowadzonych ze swoimi przełożonymi. W krótkim tekście zatytułowanym „Moje kłopoty z budową kopalń miedzi”[5] inż. Zastawnik wspomina, jak to niewiele brakowało by centralne władze partyjne przerwały prowadzenie inwestycji. W 1964 roku zatopiony został jeden z głębionych szybów kopalni „Lubin”.

Spowodowało to generalny atak części najwyższych władz partyjnych, które domagały się całkowitego wstrzymania budowy kopalń i dalszego ich finansowania oraz przeznaczenia tych środków na inne gałęzie przemysłu. Atakowano bezpośrednio inwestora, stawiając mu zarzuty, że marnuje pieniądze państwowe, bo kopalń w tych warunkach wybudować się nie da. Była to bardzo nierówna walka, którą należało wygrać, aby nie dopuścić do wstrzymania budowy. Na czele przeciwników budowy przemysłu miedziowego stał ówczesny członek Biura Politycznego PZPR Roman Zambrowski. (...) Byłem często wzywany na rozmowy do pierwszego sekretarza [Władysława Gomułki – JK] bez osób towarzyszących, aby przedstawiać analizy uzasadniające celowość prowadzenia budowy i dalszej jej finansowanie. (...) Po półrocznych rozmowach sprawa zakończyła się z korzyścią dla polskiej miedzi. Biuro Polityczne podjęło uchwałę upoważniającą rząd do dalszego finansowania budowy, usuwając ze swojego składu R. Zambrowskiego.

W 1972 roku nastąpiła poważna awaria podczas głębienia kolejnego szybu. KGHM opracował swój projekt usunięcia awarii. Jednakże minister Włodzimierz Lejczak doprowadził do przegłosowania planu innego, mniej ryzykownego ale za to o wiele bardziej czasochłonnego. Inż. Zastawnik zrealizował jednak sprawnie swoją koncepcję. Usłyszał później od ministra, że gdyby mu się nie udało, to wylądowałby za kratkami.

Powojenny rozwój polskiej gospodarki był bardziej ilościowy niż jakościowy. Wiązało się to m.in. ze wspomnianymi barierami wynalazczości. Przed wojną wynalazczość w Polsce rozwijała się nieporównanie lepiej niż pod rządami komunistów. Mimo to, a raczej wbrew temu, udało się zbudować po II Wojnie Światowej rozległy przemysł. Nie tworzyliśmy czołówki technologicznej w pionierskich branżach. Natomiast w wielu branżach tradycyjnych osiągaliśmy poziom zadawalający i pełną konkurencyjność eksportową. Tak było m.in. w budownictwie okrętowym i taborze kolejowym, w obrabiarkach, maszynach włókienniczych i papierniczych, w kotłach i turbinach. Eksportowaliśmy gotowe obiekty przemysłowe jak cukrownie i fabryki kwasu siarkowego (nawet do RFN). Budowaliśmy za granicą huty, kopalnie i drogi. Wykonywaliśmy badania i poszukiwania geologiczne.

W kraju przeprowadziliśmy wiele inwestycji, które, gdyby nie były inwestycjami państwowymi, byłyby trudne do przeprowadzenia nawet w kapitalizmie (patrz okres przedwojenny). Wymieńmy tu chociaż wspomniany KGHM oraz kopalnie węgla brunatnego i opartą na nich energetykę.

Czy to wszystko są dokonania i symbole komunizmu, które należy zanegować, oddać za pół darmo obcemu kapitałowi, zniszczyć; czy też są to przede wszystkim dzieła polskiego świata pracy, w tym polskich ludzi przemysłu, polskiej sztafety gospodarczej, polski majątek narodowy, który trzeba chronić i dalej rozwijać?


Przypisy:
[1] Stanisław Grabski, Myśli o dziejowej drodze Polski, Glasgow, 1944, str. 91-95
[2] Aleksander Bocheński, Niezwykłe dzieje przemysłu polskiego, KAW, 1985, str. 137
[3] Jan Koziar, Zerwany sojusz. Świat pracy na bocznych torach, Wrocław, 1992 (praca niepublikowana, rozchodząca się w formie kserowanej)
[4] Andrzej Sołdrowski, Byłem inżynierem w PRL, wyd. „Nortom”, Wrocław, 2000
[5] Kronika Polskiej Miedzi, wyd. przez Centrum Badawczo – Projektowe Miedzi „Cuprum” Sp. z o.o., 1998, str. 76 – 78.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.