Być albo nie być
Każde
państwo o sprawnej i efektywnej ekonomii stosuje politykę gospodarczą.
Robiło to dawniej i robi to dziś. Robi to dziś nie tylko Japonia, ale
robią to również Stany Zjednoczone za parawanem haseł liberalnych.
Czasy
kryzysów czy zmiany ustroju wymagają stosowania ekstremalnych form
polityki gospodarczej państwa, co ilustruje działalność rządu zarówno w
Stanach Zjednoczonych podczas Wielkiego Kryzysu jak też w Japonii
podczas przechodzeniu z feudalizmu do kapitalizmu w czasie tzw.
„rewolucji Meiji”.
Natomiast polska współczesna transformacja
ustrojowa przebiega pod hasłem sformułowanym przez Tadeusza Syryjczyka,
że „najlepszą polityką gospodarczą jest jej brak”. Efektem takiego
podejścia jest ogólny demontaż polskiej gospodarki ze wszystkimi jego
ujemnymi konsekwencjami.
Uruchomienie sprawnej polityki
gospodarczej jest problemem „być albo nie być” nie tylko polskiej
gospodarki, ale również polskiej demokracji, oświaty, nauki i polskiej
kultury.
W celu przybliżenia znaczenia polityki gospodarczej w
nawiązaniu do naszej historii, przekazywałem do redakcji „Naszego
Dziennika” w okresie styczeń – kwiecień 2001 r. szereg wybranych
fragmentów mało znanego dzieła Melchiora Wańkowicza, „Sztafeta – książka o polskim pochodzie gospodarczym” [1]które to fragmenty były sukcesywnie przedrukowywane.
Dla
rozprawienia się jednak z zafałszowanym przez liberałów obrazem
ekonomii wykluczającym taką politykę, trzeba naświetlić szerszy kontekst
historyczny i współczesny problemu, co postaram się w dalszej
kolejności uczynić.
Powróćmy jednak do „Sztafety”.
Zaczęło się od reportaży z budowy „COPu”
W
1936 roku pod kierunkiem wicepremiera i ministra przemysłu w jednej
osobie, Eugeniusza Kwiatkowskiego, opracowano czteroletni program
inwestycyjny. Program ten obejmował plan budowy COPu (Centralnego Okręgu
Przemysłowego). Punkt centralny obszaru objętego planem, leżał u
zbiegu Sanu i Wisły tworząc z Sandonmierza jego stolicę. Promień obszaru
- okręgu wynosił około 100 km. W następnym roku budowa COPu ruszyła
pełną parą.
Sprawy gospodarcze nigdy nie były ulubionym tematem
polskich ludzi pióra. Tym razem jednak do akcji ruszył Melchior
Wańkowicz, publikując w prasie szereg reportaży z realizacji nowych
polskich inwestycji. Były to pierwsze w historii Polski reportaże
przemysłowe i zyskały one szeroki oddźwięk wśród czytelników. „Rasa
pisarza, jego temperament, duma narodowa, optymizm – szczerością tchnący
– stworzył nowy polski typ reportażu przemysłowego” – pisał komentator z
„Kuriera Warszawskiego” (19. I. 1938).
Popularność reportaży
skłoniła autora do wydania ich łącznie w formie broszury zatytułowanej
„COP”. Błyskawiczne rozejście się jej trzech wydań i propozycja
publikowania wydania czwartego, skłoniły Wańkowicza do szerszego
potraktowania tematu. Tak zrodziła się licząca 520 stron: „Sztafeta –
książka o polskim pochodzie gospodarczym”, wydana w 1939 roku.
Sukces broszury wskazywał jak spragniony był czytelnik wiadomości o polskiej planowej pracy – pisze autor we wstępie do „Sztafety”.
Nowa
książka to już nie tylko zbiór reportaży z budowy COPu. Opisane są też w
niej inne osiągnięcia ekonomiczne II Rzeczpospolitej – np. sprawne
uruchomienie przejętych od Niemców chorzowskich „Azotów”, budowa Gdyni,
utworzenie polskiej floty. Autor nawiązuje do planowej budowy polskiego
przemysłu w czasach stanisławowskich i porozbiorowych. W książce
pojawiają się ważkie treści socjologiczne i filozoficzne.
Melchior
Wańkowicz komentuje w „Sztafecie” gospodarczy rozwój Polski w wymiarze
historycznym, patrząc jednocześnie w przyszłość – stąd właśnie
„sztafeta”. Autor wyróżnia jednak w historii Polski dwie sztafety „prąd
malejący – utracjuszostwa, i narastający – skrzętnej pracy”. Symbolem
pierwszej jest Ossoliński gubiący w Rzymie złote podkowy (i w ogóle cała
siedemnastowieczna Polska, łącznie z epoką saską), symbolem drugiej
sztafety są Staszic i Drucki – Lubecki z czasów Królestwa Polskiego.
Zwrot
w kierunku gospodarczego dźwignięcia Polski dokonał się jednak
wcześniej, w czasach Stanisława Augusta a jego najbardziej
spektakularnym przejawem były manufaktury budowane przez podskarbiego
litewskiego Tyzenhausa.
To, który kierunek przeważa jest kwestią
kultury umysłowej, która warunkuje procesy ekonomiczne (i nie tylko te
procesy) a nie odwrotnie, jak utrzymuje marksizm i ekonomiczny
liberalizm.
Jest to zgodne z odróżnianiem przez znanego socjologa
Maxa Webera kapitalizmu racjonalnego, opartego na odpowiedniej
gospodarczej kulturze umysłowej (psychice gospodarczej narodu – używając
słów Wańkowicza) od opartego głównie na żądzy zysku, samoniszczącego
się kapitalizmu irracjonalnego. Ten drugi typ kapitalizmu liberałowie
propagują jako wersję jedynie słuszną.
Wańkowicz podaje kapitalną ilustrację obu typów kapitalizmu na przykładzie Holandii i (niestety) dawnej Polski[2]:
Kiedy
zaistniała pierwsza wielka koniunktura gospodarcza, po odkryciu
Ameryki, kiedy ceny ziemiopłodów poszły wielkimi skokami w górę —
zobaczmy, jak tę koniunkturę wykorzystano na świecie i jak u nas.
W
Holandii powstały potężne zakłady, przerabiające produkty zamorskie —
cukrownie, drogerie, gorzelnie, fabryki tytoniu, szlifiernie drogich
kamieni. Fabryki sukna w Lejdzie, płótna w Haarlemie, ceramiki w Delft
produkują na cały świat. Powstają wielkie sieci kanałów, którymi krążą
barki ciągnięte przez konie. Bank Amsterdamski reguluje kurs weksli po
całym świecie (...)
W tej samej epoce rozkrzewia się w
Polsce niepomierny zbytek. „Guzy, łańcuchy, manele, guziki srebrne,
złote i drogimi kamieniami wysadzane. Dygnitarz nosił na sobie nieraz
całe wsi” — pisze Aleksander Brückner. Nie było dla szlachty dosyć
drogich zamorskich korzeni, dosyć wykwintnych małmazyj, dosyć
najstarszych węgrzynów, najwspanialszych kobierców, najcudaczniejszych
na wagę złota driakwi, najsuciej ornamentowanej broni, najcenniejszych
kryształów tłuczonych o lekkomyślne łby.
Zwraca też uwagę
Wańkowicz na alarmujące przeżytki dawnego utracjuszowstwa w Polsce
międzywojennej i martwi się, by nowym kapitalistom nie zachciało się
Riviery.
Z historycznych wycieczek czynionych przez autora widać
jasno, że u podstaw polskich sukcesów ekonomicznych nie tkwiła bezładna
krzątanina pojedynczych osób, czy nawet grup, skoncentrowanych wyłącznie
na własnym zysku. Odwrotnie, taki mechanizm zgubił swego czasu Polskę.
Natomiast sukcesy wynikały z dalekosiężnych, planowych działań elit
opartych na głębszej motywacji. Dopiero w ramach wykreowanego przez nie
systemu, szary człowiek może krzątać się skutecznie, przy czym jego
kultura umysłowa też nie pozostaje bez znaczenia
Głębszą
motywacją naszych elit (jak w wielu innych krajach) był po prostu
patriotyzm. Jednakże w XIX wieku dopracowaliśmy się własnej
intelektualnej bazy skutecznego działania w postaci polskiej filozofii
czynu, łączącej romantyczną motywację z praktycznym, konsekwentnym
działaniem. Kierowało się nią wielu polskich wybitnych działaczy
gospodarczych i przemysłowców, wśród nich Hipolit Cegielski i Stanisław
Szczepanowski. Ten ostatni do rozwoju naszej filozofii czynu znacznie
się przyczynił i jeszcze przed Weberem zakwestionował liberalno -
marksistowskie rozumienie kapitalizmu pisząc:[3]
Nie ma
pospolitszej i grubszej myłki jak ta, która przypuszcza, że rozwój sił
ekonomicznych jest wyłącznie wpływem egoizmu, łakomstwa i chciwości.
(...) Chciwość i łakomstwo mogą prowadzić do lichwy, do gry giełdowej,
do stolika z kartami, do polowania za posagami, za synekurami, do
sprzedawania nazwiska na parawan brudnych interesów, ale przenigdy do
rozwoju ekonomicznego (...) Rozwój ekonomiczny nigdzie na świecie
jeszcze się nie pojawił bez współudziału przynajmniej rzetelności,
uczciwości, pracowitości i umiejętności (...)
Działalność
pisarska Szczepanowskiego przyczyniła się do wychowania nowych elit i to
tych, które budowały już II Rzeczpospolitą. Wańkowicz wspomina, że na
kółkach samokształceniowych, w których sam uczestniczył, autor ten był
na głos czytany. Cytat z dzieł Szczepanowskiego stał się też mottem
„Sztafety”:
Gleba, która raz już wydała owoc pewnego gatunku, na nowo odzyskuje swą urodzajność i ponownie wydaje plon podobny.
Wspomnieliśmy już, że głęboka motywacja elit musi iść w parze z dalekosiężnym planowaniem i oczywiście z jego realizacją. W odniesieniu do gospodarki i w warunkach posiadania własnej państwowości oznacza to politykę gospodarczą państwa. Wańkowicz
pisze, że sprawy „które już Ludwik XIV nazwał pracą kierowaną (...) w
naszych czasach muszą być kierowane stokroć bardziej.
Patrząc w
przyszłość autor pisze we wstępie: Jutro już ta sztafeta będzie dalej
niż książka, pojutrze jeszcze dalej. Przecież w świadomości naszej musi
się żłobić szlak pędu, jego linia. Byśmy wiedzieli, że nie na nas się
poczyna i nie na nas się kończy. Byśmy czerpali stąd pokorę. I siłę ...
Niestety,
niedługo po ukazaniu się jego książki przyszła wojna a po niej prawie
pół wieku komunizmu, gdzie w ramach komunistycznej polityki
gospodarczej, polski świat przemysłu starał się kontynuować polską
sztafetę gospodarczą.
W początkowym okresie PRLu robili to siłą
rzeczy fachowcy przedwojenni, których w żaden sposób z komunizmem
utożsamiać nie można. Odnosi się to również do większości fachowców
późniejszych. Mimo przeszkód ustrojowych udało się zbudować sporo.
Niestety stosowanie przez komunistów patologicznej wersji planowania
doprowadziło do bezmyślnego utożsamiania samej zasady planowania
gospodarczego z komunizmem. Utożsamiono z nim również budowany w okresie
powojennym przemysł.
Ta wybitnie szkodliwa, bezmyślna zbitka
pojęciowa wzmocniona neoliberalną propagandą, za którą stoją niepolskie
interesy, w sposób decydujący wpłynęła na zniszczenie polskiej
gospodarki w dekadzie transformacji ustrojowej.
Lekcja na dziś
W tej sytuacji „Sztafeta” Wańkowicza staje się niezwykle ważną lekcją na dziś.
Już
o broszurze „COP” pisano w polskiej przedwojennej prasie: „Dobre i
pożyteczne dzieło dał kulturze polskiej Melchior Wańkowicz”.[4] Tym
bardziej odnosi się to do lepiej i szerzej opracowanej „Sztafety”.
Niestety, przyswojeniu przez kulturę polską tej książki, wydanej wiosną
1939 roku, przeszkodził wybuch Drugiej Wojny Światowej. Z kolei w
okresie komunizmu nie tylko nie wznawiano książki Wańkowicza, ale na jej
temat panowała grobowa cisza. Nie lepiej było w ciągu ostatniej dekady
neoliberalizmu.
„Sztafeta” przechowała się w postaci niewielkiej
ilości białych kruków. Od niedawna jest już jednak dostępna we
fragmentach, jako że (jak już wspomniałem) przy współpracy redakcji
„Naszego Dziennika” udało mi się przedrukować w nim w okresie od
stycznia do kwietnia 2001 (pod tytułami redakcyjnymi) szereg odcinków.
Są to:
*Polski Dawid i angielski Goliat - czyli jak przedwojenna Polska radziła sobie z nadprodukcją węgla (19. I)
*Przejęcie chorzowskich „Azotów” (26. I)
*Budowa Mościc (2. II)
*Budowa fabryki celulozy w Niedomicach (9. II)
*Początki „Stomilu” (16. I)
*Budowa Stalowej Woli (23. II i 2. III.)
*Polskie inwestycje w Rzeszowie (9 i 23. III.)
*Polskie koleje – od zniszczeń wojennych do sukcesu (30. III)
*Powrót Polski nad morze (6. IV.)
Z inicjatywy prof. Włodzimierza Bojarskiego dokonano też reprintu oryginału w niedużym nakładzie.[5]
„Sztafetę” trzeba jednak bezwzględnie przedrukować i to w znacznie
większym nakładzie dostępnym na rynku. Jednakże samo wydanie „Sztafety”
też nie wystarczy dla wykazania konieczności prowadzenia przez państwo
polityki gospodarczej.
Problem polityki gospodarczej państwa trzeba potraktować szerzej
Polska
przedwojenna polityka gospodarcza, jako wzór do naśladowania, stanowiła
potencjalne zagrożenie dla propagowanej dywersyjnie w podziemiu, w
latach osiemdziesiątych, ideologii neoliberalnej. Zostało to w lot
zrozumiane przez jej promotorów. Zaczęli więc eksponować prace polskich
przedwojennych ekonomistów - liberałów, którzy byli przeciwnikami
polityki gospodarczej i którzy krytykowali tzw. „etatyzm”, czyli wiodącą
rolę państwa w gospodarce. Posuwano się nawet do nazywania Eugeniusza
Kwiatkowskiego „przedwojennym Gierkiem”[6]. Polityka gospodarcza
Kwiatkowskiego miała być jakimś odstępstwem od normy, jakąś ekonomiczną
aberracją. Miał o tym świadczyć cały kontekst gospodarki światowej
zarówno w wymiarze historycznym jak i współczesnym.
Zatem z tym właśnie, z gruntu zafałszowanym przez liberałów generalnym rozumieniem gospodarki światowej, należy się rozprawić.
Ogromne
znaczenie ma najstarszy, a więc łatwy do zbagatelizowania, okres, jakim
jest pierwszy etap tworzenia się kapitalizmu. Wszędzie wiąże się on z
tzw. „merkantylizmem” będącym wczesną i bardzo radykalną formą polityki
gospodarczej. Nigdzie kapitalizm nie rodził się z samego handlu i
wytwórczości bez współudziału państwa.
Tymczasem u nas w czasie
transformacji, starano się powtórzyć w skrócie, rzekomo wolno-handlowe
początki kapitalizmu na świecie. Mamy tu podwójny nonsens, bo po
pierwsze, początki kapitalizmu nie były wolno-handlowe. Po drugie, gdyby
nawet były takie, to w sytuacji nagłej zmiany ustroju należy sterować
procesem.
Fascynacja handlem stolikowym ogłupionych liberalizmem
osób, podczas gdy padały wielkie zakłady pracy, to właśnie efekt
propagandowego zafałszowania charakteru tego odległego i pozornie mniej
ważnego okresu początków kapitalizmu w świecie.
Innym,
katastrofalnym w skutkach, zafałszowaniem wczesnego etapu rozwoju
kapitalizmu w świecie odpowiedzialnym w decydujący sposób za obecną
epidemię korupcji w Polsce, jest traktowanie go jako rezultatu właśnie
korupcji i rozpasanej żądzy zysku.
Tymczasem, jak wykazał
wspomniany już Max Weber, kapitalizm został wygenerowany przez dobitnie
wyartykułowaną i przestrzeganą etykę gospodarczą, a nie przez rabunki
kolonialne i inne naganne etycznie praktyki ekonomiczne. Tematyka ta
wybiega poza zakres obecnej pracy. Napomykamy tu jednak o niej po to, by
dodatkowo podkreślić, jak ważne jest poprawne rozumienie
najwcześniejszych etapów rozwoju kapitalizmu. Wąsko myślący ludzie
uważający się za praktyków skłonni są lekceważyć ten problem akceptując
jednocześnie i przenosząc na praktykę jego fałszywe i skrajnie
destrukcyjne rozumienie.
Rozumienie potrzeby polityki
gospodarczej nie zanikło jednak w Polsce zupełnie. Od dłuższego czasu
zgłaszane są oddolnie pod adresem rządu żądania różnych
fragmentarycznych rozwiązań z zakresu tej polityki w przemyśle,
rolnictwie i handlu. Najdobitniej robi to od ponad dziesięciu lat
Polskie Lobby Przemysłowe im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Jednakże przy
przekonaniu dużej części opinii publicznej, że polityka taka w ogólności
jest czymś niestosownym, żądania takie mają małą szansę realizacji.
Potrzebne jest więc generalne sprostowanie upowszechnionej u nas, a z
gruntu fałszywej i szkodliwej maksymy, że „najlepszą polityką
gospodarczą jest jej brak”.
Poniżej naszkicujemy różne formy
gospodarczej polityki państwa od początków epoki nowożytnej do czasów
współczesnych. Przywołanie dawnych form tej polityki nie tylko obala
wspomniany liberalny mit wolnorynkowej genezy kapitalizmu, ale również
pozwala zrozumieć jak bardzo formy te są nadal aktualne.
Przegląd
sposobów stymulowania przez państwo gospodarki jest jednocześnie
ilustracją tzw. „pomocniczej roli państwa”, która jest jedną z głównych
zasad katolickiej nauki społecznej.
Należy jednak odróżniać
politykę gospodarczą państwa wspomagającą krajową gospodarkę od polityki
socjalnej realizującej różne programy społeczne i dbającej o w miarę
sprawiedliwy podział dochodu narodowego. Doświadczenie ostatnich 15 lat
wykazuje, że obie sfery działalności państwa nie są u nas należycie
rozróżniane i uzasadniona w pewnym zakresie, zachodnia krytyka
socjalnych funkcji państwa przenoszona jest mechanicznie i niesłusznie
na jego politykę gospodarczą.
Państwem, w którym socjalne funkcje
państwa są maksymalnie ograniczone a gospodarcza polityka państwa
maksymalnie rozwinięta – jest Japonia.
---
Od napisania
tej pracy do przekazania jej do druku minęło 2 lata. Do obecnego dodruku
minęło następne 2 lata. W międzyczasie udostępniałem ją najpierw w
formie kserowanej a później drukowanej, wielu osobom, głównie z kręgów
akademickich. Zdecydowana większość z nich nie miała większego pojęcia o
przedstawionej w niej tematyce rozumiejąc ekonomię w sposób z gruntu
fałszywy. Z jednej strony stanowi to empiryczny sprawdzian potrzeby tego
typu publikacji a z drugiej, jest dobrą ilustracją zasady „jaki
światopogląd elit taka rzeczywistość”.
*Jan Koziar jest działaczem społecznym i naukowym. Publikacja za zgodą autora. Wydanie 2005.
Przypisy:
[1] Wydawnictwo Biblioteka Polska, Warszawa 1939
[2] str. 236-7
[3]Stanisław Szczepanowski, Walka narodu polskiego o byt, Londyn 1942, str. 87
[4] “Gospodarka narodowa” 15. III. 1938
[5]
Wyd. SIGMA – NOT, 2000. Nie można się jednak zgodzić z wyrażoną we
wstępie do tego wydania opinią prof. Jana Kaczmarka, że „Sztafeta
inżynierów trwa”
[6] Władysław Monetarny, Chybiona recenzja Stefana Bratkowskiego, Replika nr. 53 (1987), Wrocław, str. 39
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.