czwartek, 9 kwietnia 2020

Paweł Bielawski - „Prawica anglosaska i kontynentalna”

W ciągu ostatnich miesięcy, bądź nawet i lat panuje sporo zamieszania pojęciowego nt. terminu "prawica". Różni ludzie stosują to słowo w dość różnych sensach. W celu rozjaśnienia (jak również pewnego uproszczenia) można by się pokusić o rozróżnienie takowe: prawica anglosaska i kontynentalna. Prawica anglosaska (jak sami Anglosasi) jest płytka, skoncentrowana na materialności, praktyczności, a więc na rynku. Podkreśla kwestie swobody handlu itd. Praktycznie nie ma nic specjalnego do powiedzenia w kwestii duchowości, wiary, porządku "wyższego" itp. Nie interesuje jej harmonia społeczna, tylko apoteoza jednostki – handlarza i przedsiębiorcy – i ich egoistycznego interesu. 

Podstawą tej wersji "prawicy" jest ekonomizm, tzn. sprowadzania wszystkich zjawisk społecznych do kwestii gospodarczych. Kwestie materialno-ekonomiczne wiodą tutaj prym - kwestie idei, kultury nie są uważane za istotne. Zgodne z tą logiką, wszystkie problemy wynikają ze zniekształceń lub ograniczeń wolnego rynku, który traktowany jest autotelicznie, tzn. jako cel sam w sobie. Rynek de facto spełnia rolę Boga, który jest nieomylny i z wyrokami którego nie wolno się nie zgadzać. Typowym jej przedstawicielem jest Janusz Korwin-Mikke.  

poniedziałek, 17 lutego 2020

Jak państwo zbudowało bogactwo Norwegii

Norwegia to jeden z nielicznych krajów, który po odkryciu bogatych źródeł ropy naftowej i gazu ziemnego nie zaczął mieć poważnych problemów gospodarczych. Dlaczego tak się stało, opisuje Paul Cleary w książce „Trillion Dollar Baby: How Norway Beat the Oil Giants and Won a Lasting Fortune”


Norwegia w latach 60. XX wieku nie należała do państw biednych, miała jeden z najwyższych poziomów PKB per capita w Europie. Ta pozycja wzrosła jeszcze, gdy w 1969 r. odkryto tam olbrzymie złoża ropy.
Oczywiście ktoś mógłby zapytać, co to za sztuka zbudować jeszcze bogatsze państwo, gdy się de facto wykopuje pieniądze z ziemi (albo tak jak w przypadku Norwegii z dna morza)? Otóż jest to sztuka ze względu na tzw. chorobę holenderską, czyli wiele negatywnych skutków odkrycia bogatych złóż surowców naturalnych dla gospodarki kraju (nazwę ukuł brytyjski tygodnik „The Economist” opisując w 1977 r. negatywne konsekwencje odkrycia złóż gazu ziemnego w Holandii w 1969 r.).

sobota, 1 lutego 2020

Protekcjonizm ekonomiczny w praktyce. Dzieło i myśl Friedricha Lista


Idea protekcjonizmu jako narzędzia polityki gospodarczej nie cieszy się w III RP wielką popularnością. Wiele osób nie widzi problemu dominacji cudzoziemców w polskim handlu, przemyśle, finansach czy mediach. 
Inwestorzy z zagranicy tworzą miejsca pracy, a czasami nawet płacą podatki. Nie zwracamy większej uwagi na to, czy kupujemy od Niemca czy Polaka. Niektórzy uważają, że to rynek sam wyłania najlepszego producenta i to jego towary powinniśmy kupować. Osoby, dla których ekonomia jest czymś zupełnie nowym, łatwo przyjmują teorie wolnorynkowe za słuszne. Są one bardzo proste do zrozumienia, dają nieskomplikowane odpowiedzi na problemy gospodarcze i dosyć łatwo przez to je obronić w ewentualnej polemice. Niestety, zupełnie pomijają one interes narodowy. Podstawowym założeniem „bezwzględnego kapitalizmu”, odrzucającego potrzebę jakiejkolwiek roli państwa w gospodarce, jest stan wiecznej zgody międzynarodowej. Konkurencja między narodami, w których gospodarka odgrywa ogromną rolę (dziś być może największą), jest bagatelizowana. Nie bierze się pod uwagę poświęcenia interesu materialnego jednostki dla przyszłości narodu.