Wyobraźmy sobie, że ktoś napisał książkę, w której punkt po punkcie
obala twierdzenia Janusza Korwin-Mikkego o wyższości „wolnego rynku nad
socjalizmem”. I robi to w równie barwny jak polski polityk sposób,
przeplatając dane z interesującymi anegdotami, cytatami i historiami
z własnego życia.
Taką książką
jest wydana właśnie w Polsce publikacja prof. Ha-Joon Changa zatytułowana „Źli
samarytanie. Mit wolnego handlu i sekretna historia kapitalizmu”. Tytułowymi
złymi Samarytanami są współczesne bogate kraje, głównie USA i państwa
Europy Zachodniej, doradzające rozwijającym się państwom, by stosowały politykę,
której prawie żadne z obecnie bogatych państw nie stosowało. Politykę, która
(jak pokazuje autor na danych) prawie nigdy nie prowadzi do stworzenia zamożnych
państw.
Chodzi o tzw. neoliberalizm najczęściej kojarzony w brakiem
barier dla handlu, zagranicznych inwestycji i silnymi ograniczeniami dla
biednych państw we wspieraniu własnych firm w konkurencji z firmami z zachodu.
Neoliberalizm (nie) dla bogaczy
Oczywiście autor nie sugeruje, że ma miejsce wielki spisek i eksperci
celowo chcą zaszkodzić biednym krajom. Raczej chodzi o to, że polityka
neoliberalna jest zgodna z interesem bogatych krajów i eksperci z tych
państw podświadomie ignorują jej liczne wady.
Autor cytuje na przykład Martina Feldsteina, konserwatywnego
ekonomistę z Uniwersytetu Harvarda i doradcę prezydenta USA Ronalda
Reagana (czyli kogoś, kogo trudno oskarżyć o to, że jest antyrynkowy). Gdy
zobaczył umowę podpisana przez przedstawicieli Międzynarodowego Funduszu
Walutowego z rządem Korei Południowej, skomentował: „Kilka aspektów planu
MFW to działania, których włączenia do polityki Korei Południowej już dawno
chciały Japonia i USA. Jest wśród nich przyspieszenie redukcji ceł na
konkretne japońskie produkty oraz otwarcie rynków kapitałowych, tak by
zagraniczni inwestorzy mogli mieć większość w koreańskich firmach,
dokonywać wrogich przejęć i świadczyć usługi bankowe. Choć większa
konkurencja ze strony importowanych produktów mogłaby pomóc koreańskiej
gospodarce, inni widzą to jako nadużycie władzy ze strony MFW, by w chwili
słabości zmusić koreański rząd do przyjęcia polityki w strefie handlu i inwestycji,
której wcześniej nie akceptowali”.
Polska w ogonie, Korea na szpicy
Choć autor nie wymienia w książce Polski ani innych krajów
Europy Środkowo-Wschodniej, to wnioski, które wysnuwa, bezpośrednią dotyczą
naszego kraju. Bo to właśnie my jesteśmy jednym z tych państw, któremu
przedstawiciele bogatych krajów doradzili stosowanie neoliberalnej polityki
gospodarczej, której same nie stosowały, gdy były biedniejsze.
Kilka lat temu, kiedy przeprowadzałem wywiad z prof. Ha-Joon
Changiem dla jednego z drukowanych magazynów, zapytałem go, czy według
niego Polska popełniła błąd, prowadząc politykę integracji z bogatymi
krajami Unii Europejskiej, i czy sądzi on, że w ten sposób nie uda
nam się dogonić bogatych krajów. Ha-Joon Chang (skądinąd profesor ekonomii na
Uniwersytecie Cambridge) odpowiedział, że prawdopodobnie tak, ale dodał na
pocieszenie, iż bogacenie się to nie jedyny cel polityki państwa, być może ważniejsza
była dla nas na przykład integracja z Europą Zachodnią po to, żeby zapewnić
sobie bezpieczeństwo.
Mało to pocieszające, ale czas pokazał, że koreański akademik miał
rację. OECD, którą to organizację trudno podejrzewać o stronniczość w długoterminowych
prognozach wzrostu gospodarczego, podaje, że nawet za pół wieku (w 2060 r.)
Polska nie dogoni pod względem PKB na obywatela najbogatszych państw.
Uda się to tymczasem Korei Południowej, która nie stosowała
neoliberalnej polityki gospodarczej. W 2060 r. PKB na obywatela ma wynosić w Korei
Płd. 72 tys. dol., a w Polsce 41,6 tys. dol. Zresztą Koreańczykom już się
prawie udało. W 2015 r. PKB na obywatela w tym kraju wynosił 36,5 tys.
dol., więcej niż we Włoszech i niewiele mniej niż w Japonii (38 tys.
dol.) czy Francji (41,1 tys. dol.).
Nieoczywiste prawdy
Ale Ha -Joon Changa warto czytać nie tylko dlatego, że praktyka
gospodarcza potwierdza prawdziwość jego słów. Jego książka to kompendium
informacji obalających powszechne w Polsce mity dotyczące polityki
gospodarczej – takie na przykład jak to, że inwestycje zagraniczne i swobodny
handel z zagranicą są zawsze korzystne.
Bardzo podobała
mi się także świetne porównanie ochrony krajowych firm przed konkurencją do
niepuszczania dzieci do pracy. Większość z nas nie wysyła własnych dzieci
do pracy nawet wtedy, gdy skończą 15 lub 18 lat. W tym wieku nie mają bowiem
cenionych na rynku pracy umiejętności i najprawdopodobniej musiałyby
wykonywać mało rozwijającą i niskopłatną pracę fizyczną. Inwestujemy więc
w ich edukację po to, by nauczyły się języków, poszły na studia i zarabiały
w przyszłości znacznie więcej.
Dokładnie tak samo jest ze wspieraniem własnych firm (przez cła na
konkurencyjne produkty albo dotacje) do czasu aż staną się wystarczająco silne,
by wytrzymać konkurencję na globalnym rynku. Polska tego nie robiła i dziś
nie mamy praktycznie żadnych liczących się na świecie firm, które produkują
bardziej zaawansowane produkty. Tymczasem koncerny z Korei Południowej po
okresie, w którym były chronione, zalały cały świat wysokiej jakości
komputerami, smartfonami, telewizorami, samochodami i statkami.
Znaczna część książki Ha Joon Changa to właśnie jego wspomnienia z życia
w Korei Południowej w czasie, kiedy jej gospodarka pędziła w tempie
10 proc. rocznie. Profesor opowiada, że postrzegano jako zdrajców tych, którzy
kupowali zagraniczne produkty, ponieważ państwo potrzebował dewiz, by płacić za
zagraniczne technologie dla modernizującego się przemysłu. Zresztą nawet
obecnie prawie 90 proc. aut sprzedawanych w Korei to auta koreańskie.
Duże wrażenie zrobiła na mnie informacja, że w 1945 r. 78
proc. mieszkańców Korei Południowej była analfabetami (spadek po latach
okupacji japońskiej). Oznacza to, że dziadkowie, a może nawet rodzice
wielu inżynierów z Samsunga, Hyundaia czy LG (z których produktów Polacy
tak często korzystają) nie potrafili się nawet podpisać.
Uwielbiam czytać książki, które zmuszają do myślenia, bo podważają
utarte przekonania. Książki, które potrafią sprawić, bym zmienił zdanie na jakiś
temat. I tak właśnie było ze „Złymi Samarytanami”. To intrygująca, dobrze
napisana i wartościowa pozycja. Nie tylko jest to najlepsza książka Ha-Joon
Changa, ale najlepsza książka ekonomiczna, jaka kiedykolwiek trafiła w moje
ręce.
Co ciekawe, książki Koreańczyka, który jest jednym z największych
krytyków wolnego rynku, zostały przez wolny rynek docenione: sprzedało się ich
na całym świecie ok. 1,3 mln egzemplarzy. Sprawia to, że jest on prawdopodobnie
jednym z nielicznych ekonomistów, który został milionerem dzięki pisaniu
książek.
Często jestem proszony o polecenie interesującej publikacji o gospodarce
i zawsze w pierwszej kolejności rekomenduję właśnie tę pozycję.
Bardzo się cieszę, że jej pierwsze wydanie w języku polskim sprawi, że
znajdzie ona w Polsce nowych czytelników.
A gdyby ktoś chciał jeszcze pogłębić wiedzę na tematy poruszane
przez Koreańczyka, powinien sięgnąć po publikację prof. Erika S. Reinerta „How
Rich Countries Got Rich… and Why Poor Countries Stay Poor” (niestety na razie
jeszcze nie ma jej po polsku). Obie te książki zrecenzował Martin Wolf w jednym
artykule, bo doskonale się uzupełniają, a autorzy dochodzą do tych samych
wniosków, choc różnymi drogami.
Aleksander Piński, Obserwator Finansowy
Aleksander Piński, Obserwator Finansowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.