niedziela, 24 września 2017

Polski Dawid i angielski Goliat

fot. Paul Rother, materiały Muzeum Górnośląskiego
Cechownia kopalni 'Hohenzollern' (później 'Szombierki') od strony placu drzewnego, w tle szyb 'Kaiser Wilhelm' (później 'Krystyna', 1937 r.)
Nadmiar węgla

Przed wojną [I światową] mieliśmy trzy zagłębia w trzech państwach. Razem produkowały
około 40 milionów ton. Wprawdzie w roku szczytowym 1929 wydobyliśmy 46 milionów ton, ale jeśli weźmiemy wzrost ludności i przemysłu wojennego, to musimy sobie powiedzieć, że nigdyśmy do przedwojennej normy nie doszli.


Bo też przed wojną Śląskie Zagłębie zaopatrywało całe Niemcy – bo węgiel niemiecki szedł dla marynarki, za morza i do kolonij. Bo Zagłębie Sosnowieckie zaopatrywało Podole i Ukrainę, których nie mógł obsłużyć
węgiel doniecki, świetny dla celów przemysłowych, ale nie nadający się na opał. Bo Zagłębie Krakowskie znajdowało zbyt dla swego mniej wartościowego węgla na kolejach Austrii, która nie posiadała innych kopalń.

To wszystko po wojnie zmieniło się. Przy produkcji 40 milionów ton, przy konsumpcji 18 milionów – cóż mieliśmy robić z tym ludem górniczym, który w powstaniach szedł za Polską? Czyż mieliśmy dać zmarnieć najbogatszemu krajowi Polski?

Czy zrzekać się eksportu?

Czyż mieliśmy zrzec się ambicji dania swego węgla obcym tylko dlatego, że przez sto pięćdziesiąt lat Polski nie było na świecie i rynki pozajmowali inni? Poczyna się walka – jedna z najbardziej dramatycznych.
Do r. 1925 doprowadzamy inwestycje w kopalniach do odpowiedniego poziomu, ale w tym jeszcze roku nie eksportujemy więcej, niż pół miliona ton.

Strajk angielskich górników

Przychodzi strajk węglowy w Anglii – w kraju najpotężniejszej produkcji węgla, który zalewa rynki skandynawskie. Okoliczność jest wymarzona, ale jakże trudno nam dźwignąć się do tej koniunktury
z naszego nędzarskiego łoża!... Gdynia jest nie zbudowana jeszcze, a Gdańsk, marniejący pod rządami niemieckimi – przestarzały. Kolej idzie okrężnie (wówczas nie zbudowaliśmy jeszcze magistrali
węglowej), nie ma bocznic, nie ma taboru; wypożyczamy węglarki od Czech, od Niemiec.

Nie mamy też taboru morskiego (obecnie już pływa osiem najnowocześniejszych statków węglowych „Roburu”). Nie mamy rozbudowanych stosunków handlowych, kredytowych. Nie mamy przystosowanego aparatu wydobycia węgla; nie możemy podjąć się dostawy na określone terminy, w określonej jakości (obecnie już węgiel polski jest lepiej sortowany, niż angielski). Przeciw temu Dawidowi polskiemu stoi Goliat Wielkiej Brytanii.Ten Goliat jest chwilowo unieruchomiony.

Polski rząd w akcji

Penetrujemy do Danii, do Szwecji, do Norwegii, do Finlandii. Nawiązujemy kontakty, handlujemy z piątku na sobotę pośpiesznie jak się da, co chwycimy to wieziemy; coraz pełniej, coraz więcej wszędzie węgla polskiego. Krzywią się businessmany skandynawsko-bałtyckie na tego intruza polskiego, który wnosi dysharmonię do tych stosunków handlowych ustalonych latami. W handlu równie jak w heraldyce znaczą rodowody a kto zacz, a kto go rodzi... Po tej wojnie nalazło tylu nuworyszów, plebejów, którzy coraz to zaskakują poważne domy handlowe, a tu na dobitek całkiem nowy plebejski kraj, który, że zacytuję Fabierkiewicza, swymi nieobliczalnymi odruchami i swą polityką sporów i kłótni z sąsiadami utrudnia jeszcze bardziej i tak utrudnione nawiązywanie i przeprowadzanie operacyj handlowych i finansowych w tej części
Europy.

Po strajku

Toteż, kiedy strajk angielski się skończył, uważano, że polski murzyn spełnił swoją powinność i może odejść. Kiedy jednak ten polski murzyn zgłaszał dalsze pretensje, królowie węglowi w Londynie
i stojący za nimi mężowie stanu nie posiadali się z oburzenia.

Obcowanie z powojennymi intruzami tak psuło ich dostojność, że poniektóry w prywatnych rozmowach mówił: Czyście panowie oszaleli z waszymi pretensjami do eksportu? Jesteście chwilowi koniunkturaliści... Tak mówił Albion jeszcze w 1932 r. Przepraszamy, żeśmy się urodzili... – i pchaliśmy nowe transporty węgla. Pchaliśmy za wszelką cenę: Angli-cy Państwo wspomaga eksport węgla 20 sprzedają po 12 szylingów tonę, my po 10 (obecnie, kiedyśmy z honorem wojnę wygrali, sprzedajemy dwukrotnie drożej).

Polskie kopalnie lepsze

Kręcił się, stękał angielski Goliat, ale myślał, że jakoś to wszystko obleci. Nie zanosiło się jednak na to. Prawda, że Anglicy mieli organizację transportową i kredytową, że ich kopalnie z reguły leżały blisko morza (przecież najdalszy punkt śródlądowy Anglii leży w odległości 120 km od morza), zawsze nad jakąś spławną rzeką, że mają i takie kopalnie, z których węgiel wprost z szybu płynie taśmą ruchomą na okręt.

 Ale kopalnie ich były niesłychanie zacofane, kiedy my już w naszych stworzyliśmy doskonałą organizację wydobycia (spójrzcie na te rozgałęzienia torów w podziemiach, na te stacje węzłowe podziemnych kolejek),
nadto u nas producenci byli zorganizowani w dwóch organizacjach (obecnie w jednej), kiedy tam gardłowały 22 kopalnie konkurujące ze sobą, nie zespolone żadnym porozumieniem. Zresztą – co tu mówić: byliśmy młodsi i biedniejsi. Angielski eksport stanowił 20% ich dobycia, nasz – 50% naszego dobycia (z czego 35% drogą morską). Musieliśmy więc być prężniejsi.

Dewaluacja funta

Wtedy nas ugodził w 1931 roku angielski Goliat spadkiem funta. Automatycznie jego węgiel staniał. My odpowiadamy stworzeniem pięciomilionowego funduszu wyrównawczego. Znowu nadrobiliśmy swój spadek eksportu. Polski węgiel obnaża angielski „liberalizm” Ocenił przeciwnika zręczność Maciek stary i lewą ręką włożył na nos okulary. Począł się już frasować Albion tym nieznośnym polskim węglem. Zadecydował, że trzeba zerwać ze wspaniałą tradycją liberalistyczną i zrobił nam porządne świństwo; ustanowił kontyngenty.

Zagroził, że nie będzie od Szwedów, od Norwegów, od Finnów, od Duńczyków nic kupował, jeśli oni nie nabędą tyle i tyle angielskiego węgla. Nic by nie pomogło wstydzić angielskiego dziedzica, że „a pfe, a nie wypada...”. Business is business.

Rząd walczy dalej

Rozpoczynają się mozolne układy, które idą jak z kamienia. My tam jeździmy, zjadamy „chop of mutton” na Strandzie i wracamy. Oni do nas przyjeżdżają, wozimy ich na raki do Wilanowa, dajemy im zająca w śmietanie i flaki i bigos i „fotka fyboroffa”, powiadają „yes!” i wracają do siebie. I nic.

Ale przecież polska robocizna jest tańsza, ale przecież magistrala węglowa powstała, przeładunek w Gdyni jest „up to date”, ale przecież działa nasza wola zwycięstwa. Kraje skandynawskie zerkają obleśnie na pięknie sortowany, doskonale dostawiany, tani i wartościowy polski węgiel i jakoś to nijako trzymać je wyłącznie w kagańcu kontyngentowych zakazów.

Wreszcie w pewnej chwili 1934 r. – jest to za ministrowania p. Rajchmana – przychodzi na Polaków kolejka spożycia „chop of mutton”. Mówi sobie nasza delegacja: „Pojedziemy do tych angielczyków z fajerwerkiem”. Pogadali z naszymi węglarzami. „Tak jest – powiadają węglarze – zrobi się...”

Z węglem do Anglii

I kiedy nasza delegacja wjeżdżała do Londynu – na Tamizie już stały i dymiły dwa polskie statki naładowane węglem. Ten węgiel wrzepiliśmy jakiejś papierni. To się nazywa świństwo drobne, ale dotkliwe. Gwałt powstał w całej prasie angielskiej niebywały... Dawid polski ośmielił się zawędrować ze swymi stateczkami
w samą paszczę Londynu, przywozi sowy do Aten, węgiel na Wyspę Wielkiej Brytanii! Niebywała bezczelność! „Jakiś tam węgiel polski” – pisze zgorszona prasa. Pertraktacje idą jak z kamienia. Minister Rajchman telefonuje dwa razy dziennie. Za każdym razem dowiaduje się, że nic nie postąpiło. „Powiedz im pan, żeby...”

Na następny dzień o godzinie piątej rano budzi telefon naszego delegata w hotelu.
Dzwoni minister Rajchman:
– Co pan robi?
– Co mam robić? Śpię...
– Lepiej jednak niech pan im dosłownie nie powtarza tego, co wczoraj panu poleciłem
zakomunikować.
– A pan minister myślał, że ja akurat polecę im to powtarzać ?
– No, to trzymajcie się.
Dobrze to było mówić, ale trudno robić. Nadszedł taki dzień, kiedy melancholijnie spożyto ostatnie „chop of mutton” i walizy powędrowały na stację.

Zwycięstwo

Wówczas rozległ się dzwonek telefonu.
Co panowie robicie ?
– Wyjeżdżamy...
– Rozmówcie się jeszcze raz...
I wówczas podano sobie ręce.
Odtąd trwa porozumienie węglowe angielsko-polskie, Teraz z kolei brużdżą z cenami Niemcy, z którymi Anglia ma rozgrywki węglowe na dalekich rynkach zamorskich. W 1937 r. porozumienie polsko-angielskie zostało jeszcze zacieśnione.Weszliśmy na rynek światowy i mamy swoje miejsce.

Nasz Dziennik, 19 stycznia 2001
p.t.: „Polski Dawid i angielski Goliat
czyli jak przedwojenna Polska
radziła sobie z nadprodukcją węgla”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.