piątek, 6 grudnia 2013

Murzyni Europy

Polacy konkurują w kategorii, kto lepiej przykręci śrubkę – oświadczył ostatnio członek Rady Polityki Pieniężnej i były wicepremier Jerzy Hausner. Jego zdaniem Polska jest krajem o niskim zaawansowaniu technologicznym, a firmy zagraniczne, które odpowiadają za większość eksportu Polski, są zainteresowane tylko akceptującymi niską płacę i nieposiadającymi zbyt wysokich kwalifikacji pracownikami z naszego kraju. Nic w tym dziwnego. Krajowa polityka gospodarcza prowadzona od 1989 r., która doprowadziła do takiej sytuacji, ma swoje źródło w teoriach ekonomicznych używanych w XIX w. do uzasadnienia utrzymywania w biedzie kolonii.
Oparcie rozwoju gospodarczego na inwestycjach zagranicznych ma swoje źródło w klasycznej teorii ekonomii, której integralną częścią jest teoria wolnego handlu Davida Ricardo z 1817 r. (uczy się jej każdego studenta ekonomii w Polsce). W jej myśl każdy kraj powinien specjalizować się w tym, w czym ma tzw. przewagę komparatywną i całkowicie otworzyć się na wolny handel. Problem polega na tym, że teoria Ricardo została wymyślona w 1817 r., gdy kończyła się pierwsza rewolucja przemysłowa (trwała od 1760 r. do lat 1820–1840) i nie wiadomo było, czy postęp technologiczny nie skończy się na maszynie parowej. I dlatego Ricardo w swojej teorii zakłada, że technologia się nie zmienia.
Większość wynalazków, które najbardziej zmieniły świat, w tym te najważniejsze, powstały po jego śmierci (zmarł w 1823 r.). Naukowiec nie przewidział, że różnice między krajami rozwiniętymi i rozwijającymi się będą tak duże, a technologie umożliwiające wzrost produktywności, a zatem bogacenie się, tak skomplikowane i wymagające tak wielu nakładów inwestycyjnych, że przy otwartych granicach i bez ochrony celnej raczkującego przemysłu kraje biedne nie będą w stanie dogonić bogatych.


Nie rezygnować z ceł

Kolejny problem z tą teorią polega na tym, że każda praca traktowana jest tak samo. Jak pisze prof. Erik Reiner w książce „How Rich Countries Got Rich and Why Poor Stay Poor" (Jak bogate kraje się wzbogaciły i dlaczego biedne pozostają biedne), zgodnie z teorią Ricardo godzina pracy inżyniera z Doliny Krzemowej niczym się nie różni od godziny pracy członka nowo odkrytego w dorzeczu Amazonki plemienia z epoki neolitu. Gdyby istniały na świecie tylko te dwie grupy zawodowe, to według teorii Ricardo Indianie powinni specjalizować się w swojej dotychczasowej działalności. I właśnie tą logiką kierował się słynny autor „Bogactwa narodów", Adam Smith, kiedy pod koniec XVIII w. przestrzegał Amerykanów, by przypadkiem nie próbowali rozwijać własnego przemysłu, bo tylko mogą na tym stracić. Jego zdaniem powinni wyspecjalizować się w rolnictwie, korzystając z przewagi, jaką jest w USA duża ilość żyznej ziemi, a produkty przemysłowe importować z Wielkiej Brytanii.
Zanim Ricardo wymyślił swoją teorię, oświeceniowi ekonomiści uważali, że właściwą strategią bogacenia się jest tzw. emulacja, rozumiana jako naśladowanie po to, by dorównać albo prześcignąć. Nawiązując do wcześniej wspomnianego przykładu: jeżeli plemię po drugiej stronie rzeki przeszło do epoki brązu, a nasze jest jeszcze w epoce kamienia, to według obecnie obowiązującej teorii powinniśmy się trzymać naszej przewagi komparatywnej w kamieniu, natomiast według teorii oświeceniowych właściwa droga do bogactwa to naśladowanie konkurencji w przejściu do epoki brązu.
Przed teorią Davida Ricardo wolny handel był tym, co mocarstwa kolonialne „robiły" koloniom po to, by uniemożliwić im rozwój własnego przemysłu i zyskać miejsce zbytu dla własnych produktów przemysłowych (na przykład po I wojnie o opium w 1842 r. Wielka Brytania zmusiła Chiny do zrezygnowania z prawa do nakładania własnych ceł wyższych niż 5 proc., podobnie w 1858 r. Amerykanie pod lufami armat „namówili" Japończyków do podpisania podobnego traktatu). Najpopularniejszy w XVIII w. niemiecki ekonomista Johann Heinrich Gottlob von Justi uważał, że kolonie wcześniej czy później się zorientują, że są celowo utrzymywane w biedzie, zbuntują się przeciwko metropolii i zbudują własne przemysły, tak jak zrobiły to USA, które od lat 20. XIX w. do 1930 r. były najbardziej protekcjonistycznym krajem globu i w tych warunkach zbudowały najbogatsze państwo świata.
  
Wieczna teoria Ricardo

Jak twierdzi prof. Reinert, teoria Davida Ricardo uzyskała takie poparcie dlatego, że wreszcie dawała bogatym, rozwiniętym krajom naukowe poparcie dla kolonializmu. Już nie byli krwawymi kolonizatorami, tylko tymi, którzy niosą kaganek oświaty ekonomicznej biednym krajom i pozwalają im wyspecjalizować się w ich „przewadze komparatywnej", którą zwykle było prymitywne rolnictwo albo niewyrafinowane rzemiosło. Jakie były skutki dobroczynnej polityki wolnego handlu z koloniami? Od 1870 r. do 1913 r. PKB na mieszkańca w Azji (bez Japonii) rosło w tempie 0,4 proc. rocznie, a w Afryce o 0,6 proc. Dla porównania w nakładającej umiarkowane cła Europie Zachodniej roczny wzrost wynosił 1,3 proc., a w najbardziej protekcjonistycznym wówczas USA 1,8 proc.
Wszyscy rozumieli, że teoria Davida Ricardo jest płytka, ale lepsza niż żadna. Dlatego opinie takich ludzi jak Joseph Schumpeter, jednego z najbardziej znanych ekonomistów XX w., który oświadczył, że „teorii Ricardo nie brak niczego z wyjątkiem sensu", były ignorowane. Nikomu nawet się nie śniło, że ta teoria przetrwa tak długo i stanie się podstawą polityki ekonomicznej tylu krajów w XXI w.
To nie przypadek, że państwa, które dogoniły najbogatsze kraje świata, takie jak Japonia, Korea Południowa czy Tajwan, odrzuciły teorię Davida Ricardo, a zamiast niego kierowały się tym, co mówił Friedrich List, najczęściej tłumaczony w XIX w. po Karolu Marksie niemiecki ekonomista. Prof. Robert Wade z London School of Economics, który pod koniec lat 70. wykładał w Korei Południowej (wzrost gospodarczy sięgał tam wtedy 10 proc. rocznie) zauważył, że księgarnie uniwersyteckie były pełne książek Friedricha Lista.
Tymczasem do tej pory nie przetłumaczono na nasz język żadnej jego pozycji, a na studiach ekonomicznych w Polsce nawet się nie wspomina o jego istnieniu. Nic dziwnego. Friedrich List twierdził, że państwa, które chcą dogonić bogate kraje, powinny budować swój przemysł na ich wzór. Aby odnieść sukces, muszą też chronić go cłami, zanim nie stanie się konkurencyjny na rynku światowym, co stoi w sprzeczności z obecną polityką gospodarczą naszego kraju (już w 1998 r. znieśliśmy wszystkie cła na produkty przemysłowe, z wyjątkiem aut, w handlu z krajami UE – cła na samochody zniknęły w 2004 r.).
Jerzy Hausner w wywiadzie udzielonym pod koniec lipca „Tygodnikowi Powszechnemu" zwrócił uwagę, że zagraniczne firmy inwestujące w Polsce nie poszukują tu kreatywnych ludzi o wysokich kwalifikacjach, bo centra badań i rozwoju, w których wymyśla się technologie zwiększające produktywność umieszczają w swoich krajach i zatrudniają w nich swoich rodaków, płacąc im wysokie pensje. I w tej informacji leży klucz do zrozumienia, dlaczego w Polsce nie ma dobrze płatnych miejsc pracy dla ludzi o wysokich kwalifikacjach.
Otóż kraje z Azji, które dogoniły najbogatsze kraje świata, takie jak Japonia, Korea Południowa czy Tajwan, nie budowały państwowych instytutów naukowych i nie inwestowały głównie w elitarne uniwersytety, tak jak robił to Związek Radziecki i inne państwa socjalistyczne. Tworzyły duże, narodowe, często państwowe albo budowane przy silnym wsparciu państwa, koncerny przemysłowe i tam koncentrowały badania naukowe. Innowacje, o ile mają przynosić efekty w postaci wzrostu produktywności, a zatem i bogactwa, muszą być tworzone w taki sposób, by mogły mieć jak najszersze zastosowanie w praktyce. A nie można być bliżej praktyki gospodarczej, niż pracując np. w firmie produkującej telefony komórkowe czy budującej samochody. Dlatego niemiecki koncern Siemens złożył w 2011 r. sześć razy więcej wniosków o przyznanie patentów do Europejskiego Biura Patentowego niż cała Hiszpania (której przemysł podobnie jak w Polsce w dużej części sprzedano zagranicznym firmom).
Dopóki polski rząd nie stworzy albo nie pomoże prywatnym przedsiębiorcom stworzyć polskich odpowiedników Nokii, Samsunga czy LG, dopóty będziemy, jak to obrazowo ujął były wicepremier Hausner, ścigać się z innymi ubogimi krajami, kto szybciej przykręci śrubki, czyli mówiąc wprost, będziemy nadal specjalizować się w biedzie.

Aleksander Piński

Za: http://www.uwazamrze.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.