poniedziałek, 19 maja 2014

Wolnorynkowi hipokryci


Prawie wszystkie rozwinięte kraje wzbogaciły się stosując politykę, która nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem – twierdzi prof. Ha-Joon Chang w książce „Bad Samaritans, The Myth of Free Trade and the Secret History of Capitalism” (Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i sekretna historia kapitalizmu).
Chang pisze, że jeszcze w XVII w. nic nie wskazywało, że w niedługim czasie Wielka Brytania stanie się najbardziej rozwiniętym państwem świata. W 1721 r. premierem został niejaki Robert Walpole. Uważał on, że nic tak nie służy bogactwu państwa jak eksportowanie wysoko przetworzonych produktów a importowanie surowców. Dlatego radykalnie podniesiono cła na te pierwsze, a obniżono na drugie. Rząd wprowadził subsydia eksportowe i państwową kontrolę jakości eksportu. Urzędnicy pilnowali, by za granicę wysyłano tylko produkty odpowiedniej jakości, tak by budować renomę u zagranicznych klientów.
Tę politykę kontynuowano aż do połowy XIX w. Na przykład jeszcze w 1820 r. średnie cło na importowane do Wielkiej Brytanii produkty wynosiła 45-55 proc., podczas gdy w Niemczech i Szwajcarii było to zaledwie 8-12 proc. Dodatkowo zabroniono eksportu z kolonii brytyjskich produktów, które mogłyby konkurować z brytyjskimi, takich jak bawełniane czy wełniane ubrania (te pierwsze uderzyło w Indie, a drugie zniszczyło przemysł wełniany w Irlandii). Z tych samych powodów Walpole zabronił budowy hut stali w USA. Pod koniec wojen napoleońskich, czyli po blisko 100-latach protekcjonistycznej polityki przemysł Wielkiej Brytanii byli powszechnie uważany za najbardziej wydajny na świecie.

„Państwo, które ma najbardziej rozwinięty przemysł na świecie, nie może zrobić nic mądrzejszego, jak ogłosić wszem i wobec, że wcześniej zbłądziło na ścieżkę protekcjonizmu, by teraz powrócić na właściwą drogę wolnego handlu. W ten sposób dostając się na sam szczyt, „odkopuje drabinę” umożliwiającą osiągnięcie równie wysokiego poziomu rozwoju innym krajom” – napisał w 1841 r. niemiecki ekonomista Friedrich List w książce „The National System of Political Economy” (Narodowy system politycznej ekonomii). I dokładnie tak postąpiły władze Wielkiej Brytanii. Do 1860 r. zniesiono ostatnie cła i kraj ten stał się największym na świecie promotorem wolnego handlu.


Jednak zanim to nastąpiło Wielka Brytania była najbardziej protekcjonistycznym krajem z dzisiejszych krajów rozwiniętych. Pod względem wysokości ceł mogły porównywać się z nią jedynie Stany Zjednoczone (około 1820 r. taryfa celna na produkty przemysłowe została ustabilizowana na poziomie mniej więcej 40 proc., choć momentami dochodziła nawet do 55 proc.). To oznacza, że dwa kraje których politycy są dzisiaj największymi piewcami zalet wolnego handlu jako sposoby na wzbogacenie się, kiedy same były na dorobku wolnego handlu nie stosowały. Co więcej, to nie jest wyjątek, ale reguła wśród dzisiejszych bogatych krajów. Za protekcjonistycznymi barierami celnymi rozwijały swoje przemysły m.in. Szwecja, Finlandia, Francja, Austria, Japonia, Korea, Tajwan.

Chang twierdzi, że wolny handel nie był korzystny także dla krajów mniej rozwiniętych. Wielka Brytania zmuszała takie kraje, często dosłownie pod lufami karabinów, do podpisywania układów o wolnym handlu. W efekcie, w latach 1870-1913 dochód na głowę mieszkańca w Azji (bez Japonii) rósł rocznie średnio o 0,4 proc. W tym okresie dochód Afryce rósł o 0,6 proc. rocznie. Tymczasem w Europie Zachodnie i USA było to odpowiednio 1,3 proc. i 1,8 proc.

Świetnie za to radziły sobie kraje, które skopiowały protekcjonistyczną politykę Wielkiej Brytanii. Tak postąpiła na przykład po II wojnie światowej Japonia i jej gospodarka rosła średnio po 8,1 proc. rocznie. Chang zwraca uwagę, że gdyby Japonia nie chroniła się przed zachodnią konkurencją takie marki jak Toyota czy Lexus nigdy by nie powstały. Toyota powstała jako wytwórca maszyn do produkcji tkanin. W 1933 r. japoński rząd wyrzucił General Motors i Forda z kraju, a w 1949 r. uratował firmę przed bankructwem pieniędzmi z banku centralnego. Firma potrzebowała 30 lat ochrony przed konkurencją i subwencji, by móc konkurować na światowym rynku.

Ha-Joon Chang to urodzony w Korei Południowej ekonomista, który obecnie wykłada na University of Cambridge w Wielkiej Brytanii. W ostatnich latach wypłynął w światowych mediach jako czołowy krytyk wolnorynkowego kapitalizmu (m.in. regularnie pisuje artykuły w lewicującym brytyjskim dzienniku „The Guardian”).
Książka Changa powinna być lektura obowiązkową każdego polityka lewicy, także w Polsce. Zawiera bowiem mnóstwo celnych argumentów na obronę stanowiska, iż państwo nie powinno wycofywać się z zarządzania gospodarką. Z drugiej strony część poświęcona skutkom wprowadzania wolnego handlu między państwami stojącymi na różnych poziomach gospodarczego rozwoju otwiera nowe pole do dyskusji, czy słusznie zrobiliśmy wchodząc do UE i rezygnując z prawa do ustalania własnej polityki celnej.

Aleksander Piński

Za: http://www.obserwatorfinansowy.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.