Po latach Grecy i Hiszpanie mogą żałować, że wstąpili do Unii Europejskiej. Integracja zahamowała szybki rozwój gospodarczy obu państw
Grecja bogaci się najszybciej na świecie, zaraz po Japonii. Hiszpania przegoniła pod względem tempa wzrostu Koreę Południową i depcze po piętach Tajwanowi. Tak wyglądała sytuacja dwóch obecnie najbardziej pogrążonych w kryzysie krajów UE, zanim weszły do Unii. Porównanie Grecji i Hiszpanii z azjatyckimi tygrysami jest szczególnie uzasadnione. Wysokie tempo wzrostu gospodarczego osiągnęły bowiem tymi samymi metodami co one: ochroną własnego rynku cłami i państwowymi inwestycjami w przemysł.
Zabójcze otwarcie rynków
W Hiszpanii politykę gospodarczą prowadzono za pomocą państwowego konglomeratu przemysłowego Instituto Nacional de Industria (INI), który w krótkim czasie stał się największą firmą w Hiszpanii. Konglomerat powstał 25 września 1941 r. (miał kapitał założycielski 500 mln peset). INI albo inwestował własne pieniądze, albo kierował prywatne środki do gałęzi przemysłu, które uważano za strategiczne dla rozwoju gospodarki.
W skład INI wchodziło kilkadziesiąt firm, m.in. wytwórca stali ENSIDESA (nazwy większości firm zaczynają się od EN, co jest skrótem od Empresa National, czyli Korporacja Narodowa), producent samochodów ciężarowych i autobusów ENASA (sprzedawano je pod markami Pegaso i Sava), fabryka samochodów osobowych SEAT, rafineria ropy naftowej REPSOL, wytwórca nawozów ENFERSA, producent aluminium ENDASA, producent broni E. N. Santa Barbara, stocznia Aesa.
Industrializacja przywróciła dobrobyt w podupadłych rejonach kraju takich jak Barcelona czy Bilbao, stworzono także nowe ośrodki przemysłowe w okolicach Madrytu. Jedną z lokomotyw hiszpańskiego cudu gospodarczego był przemysł samochodowy, który rósł w latach 1958–1972 w tempie 22 proc. rocznie. Jeszcze w 1946 r. było w Hiszpanii 72 tys. prywatnych aut, w 1966 r. było ich już milion. Było to najszybsze tempo motoryzacji państwa na świecie. Symbolem tego okresu jest seat 600, którego w latach 1957–1973 wyprodukowano 794 tys. egzemplarzy (auto ma nawet swój pomnik w mieście Fuengirola).
O skali industrializacji, jaką przeprowadzili Hiszpanie, świadczy fakt, że w 1940 r. kraj zużywał 3,61 mln megawatogodzin, w 1976 r. było to już 90,82 mln megawatogodzin, czyli 25 razy więcej. W efekcie w 1974 r., czyli 12 lat przed wejściem do UE (wówczas nazywała się Europejska Wspólnota Gospodarcza), PKB na osobę w Hiszpanii sięgnął 79 proc. średniej unijnej (dla porównania – Polska po dziewięciu latach w UE ma PKB na osobę na poziomie dwóch trzecich UE, i to średniej, która została obniżona przez wejście biedniejszych krajów do UE).
Dziś, po z górą ćwierć wieku w UE, bezrobocie w Grecji wynosi 26,4 proc., a w Hiszpanii 26,3 proc. (przy średniej dla 27 krajów UE wynoszącej 10,9 proc.) i są to kraje o najwyższym bezrobociu w Unii (dane za Eurostatem). Bezrobociu, które jest porównywalne z odsetkiem osób bez pracy w Niemczech przed dojściem Adolfa Hitlera do władzy (w 1932 r. wynosiło ono tam 30 proc.). Tymczasem przed wejściem do UE, w latach 1974–1979 bez pracy w Grecji było tyko 1,9 proc. osób, a w Hiszpanii 5,3 proc., podczas gdy średnia dla 15 krajów ówczesnej UE wynosiła 4,6 proc. (dane za OECD, Historical Statistics, wydanie z 1986 r. i 1995 r.).
Tymczasem najmniejsze bezrobocie w UE jest obecnie w Austrii (4,8 proc.) i Niemczech (5,4 proc.). Dlaczego Austria i Niemcy mają pięć razy mniej osób bez pracy niż Hiszpania i Grecja? Otóż wskaźnik produkcji przemysłowej na obywatela (tzw. manufacturing output per capita) wynosi w Austrii (dane z 2011 r.) 8439 USD, a w Niemczech 8873 USD. Tymczasem w Grecji to 2283 USD, a w Hiszpanii 3961 USD. Gołym okiem widać, że między tym krajami jest przepaść w skali uprzemysłowienia znacznie większa, niż wynikałoby to z różnic w PKB.
Co to ma wspólnego z wejściem do UE? Otóż warunkiem wejścia do UE jest otwarcie rynku na handel z bardziej rozwiniętymi krajami, co istotnie utrudnia rozwój własnego przemysłu. Nie bez powodu w czasie kiedy Hiszpania i Grecja osiągały azjatyckie tempo wzrostu i miały niskie bezrobocie, ich przemysł był chroniony cłami, dokładnie tak, jak to robiła Japonia czy Korea Południowa.
Biedni nie dogonią bogatych
Świetnie rolę ceł i industrializacji można zobaczyć na przykładzie Irlandii. W 1973 r., kiedy Irlandia wchodziła do EWG, bezrobocie wynosiło ok. 5 proc. W 1985 r., po 12 latach obecności w UE i braku ceł, sięgało 18 proc. I to mimo że w latach 1981–1990 z kraju wyemigrowało 200 tys. osób, czyli 5 proc. mieszkańców wyspy (miał więc rację Donald Tusk, który mówił, że staniemy się drugą Irlandią, bo po wejściu do UE z Polski wyjechało 2 mln osób, czyli także 5 proc. obywateli, a bezrobocie sięga już 14 proc. i pewnie niedługo wyrówna irlandzki rekord). Irlandia była więc na najlepszej drodze, by podzielić los Grecji i Hiszpanii. Irlandia miała jednak atut, którego nie mieli tamci: naród mówiący po angielsku.
Kiedy w 1993 r. zlikwidowano granice między krajami UE i stworzono jednolity rynek, Irlandczycy dodatkowo obniżyli podatki (podatek od firm to tylko 12,5 proc.), by przyciągnąć inwestorów zagranicznych, głównie z USA. W efekcie za pieniądze amerykańskich koncernów (odpowiadają za połowę inwestycji zagranicznych na wyspie) dokonała się błyskawiczna industrializacja, w większości rolniczego kraju. Jeszcze w 1992 r. produkcja przemysłowa na obywatela wynosiła tam 60 proc. tej w Niemczech.
Już pięć lat później, w 1997 r., to w Irlandii produkcja przemysłowa na obywatela była wyższa. A dziś Irlandia to drugi najbardziej uprzemysłowiony kraj świata, po Szwajcarii. Produkcja przemysłowa na obywatela wynosi tam 11 487 USD, czyli ponad pięć razy więcej niż w Grecji i prawie trzy razy więcej niż w Hiszpanii. To także o 30 proc. więcej niż w Niemczech. W efekcie od 1990 r. do 2005 r. zatrudnienie wzrosło o 72 proc. (z 1,1 mln osób do 1,9 mln osób). To tak, jakby w Polsce stworzono 11 mln miejsc pracy.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że cała koncepcja Unii Europejskiej jest oparta na uniemożliwieniu biednym krajom dogonienia bogatszych. Sukces azjatyckich tygrysów opierał się bowiem na trzech filarach: intensywna industrializacja wspomagana przez wysokie cła i sztucznie zaniżany kurs walutowy. Tymczasem Unia Europejska zaoferowała biedniejszym krajom Europy wolny handel (czyli brak ochrony przemysłu ze strony ceł) oraz wspólną walutę, czyli brak wsparcia ze strony niższego kursu walutowego.
W efekcie biedniejsze kraje UE takie jak Hiszpania czy Grecja nie dały rady zbudować własnego tak silnego sektora przemysłowego jak Niemcy czy Austria, czego skutkiem jest horrendalne bezrobocie w tych państwach.Irlandii udało się częściowo oszukać przeznaczenie, ale po pierwsze, było to wyraźnie niezgodne z polityką Unii (Niemcy dążą do ujednolicenia podatków dla firm w UE i zarzucają Irlandii „nieuczciwą konkurencję podatkową"), a po drugie, doświadcza ona wysokiego bezrobocia (obecnie 14 proc.) ze względu na to, że zgodnie z zaleceniami UE przyjęła euro i nie ma własnej waluty, której kurs mógł się obniżyć i poprawić konkurencyjność eksportu (ostatnio laureat Nagrody Nobla z ekonomii Paul Krugman zwracał uwagę w swoim blogu, że właśnie obniżenie kursu złotego w stosunku do euro w 2008 r. sprawiło, że polska gospodarka nie wpadła w recesję w czasie ostatniego kryzysu).
Polska przemysłem nie stoi
Tak jak się można było spodziewać, po wejściu do UE Polska podąża drogą Grecji. Produkcja przemysłowa w naszym kraju wynosiła w 2011 r. zaledwie 2063 USD na obywatela, czyli nawet mniej niż w pozbawionej większego przemysłu Grecji (2283 USD). Dla porównania, nawet w Czechach i Słowacji produkcja przemysłowa jest ponaddwukrotnie większa (odpowiednio 4462 i 4203 USD). W skali światowej reprezentujemy poziom Ameryki Południowej (produkcja przemysłowa w Argentynie wynosi mniej więcej tyle, ile w Polsce). O skali naszego zacofania świadczy także fakt, że tyle ile my produkuje już przemysł Chin, mimo że kraj ten jest dwuipółkrotnie biedniejszy niż Polska.
Kiedy patrzy się na statystyki bezrobocia w UE, łatwo zauważyć prawidłowość. Dwucyfrowe bezrobocie jest prawie wyłącznie w krajach południa i wschodu Europy, które później weszły do Unii i próbowały w jej ramach się wzbogacić (a pamiętajmy, że te statystyki nie uwzględniają osób, które wyjechały na zachód za pracą, z nimi bezrobocie na przykład w Polsce byłoby dwukrotnie wyższe).
Promowany przez UE wolny handel i konkurencja z bogatymi w kapitał, know-how i lata doświadczenia firmami z zachodu Europy doprowadza do zahamowania rozwoju przemysłu w biedniejszych krajach. Ich obywatele kupują produkty zachodniego przemysłu i dają pracę Niemcom czy Austriakom. Dlatego organizacje zachodnich przemysłowców, takie jak na przykład Europejski Okrągły Stół Przemysłowców (European Round Table of Industrialists), od początku lat 90. aktywnie działały na rzecz jak najszybszego rozszerzenia UE o kraje postsocjalistyczne.
Azjatyckie tygrysy – Korea Południowa i Tajwan kontynuowały politykę ceł i silnej industrializacji i w latach 1973–1992 średniorocznie tempo wzrostu PKB w Korei Południowej wyniosło 6,9 proc., a na Tajwanie 6,2 proc. Tymczasem Grecja i Hiszpania weszły do Unii Europejskiej i otworzyły swoje rynki na konkurencję. W rezultacie w tym samym okresie tempo ich wzrostu gospodarczego spadło do 1,3 proc. i 1,7 proc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.