sobota, 20 grudnia 2014

Pożyczaliśmy na likwidację miejsc pracy


"Można odnieść wrażenie, że nasi »prywatyzatorzy« jakby wyznawali zasadę, że państwo polskie nie potrafi zarządzać swoim majątkiem" - z doktorem Pawłem Soroką z Polskiego Lobby Przemysłowego rozmawia Remigiusz Okraska.

Jak scharakteryzowałby Pan w kilku słowach obecny stan polskiego przemysłu, gdyby zapytał o to zupełny laik, np. ktoś z zagranicy?


P. S.: W okresie transformacji ustrojowej nastąpiła dezindustrializacja polskiej gospodarki. Narzędziem dezindustrializacji stał się demontaż przemysłu państwowego, m.in. w wyniku restrykcyjnej polityki finansowej wobec przedsiębiorstw państwowych oraz otwarcia rynku polskiego na nieskrępowaną penetrację importu. Taką politykę zainicjował Leszek Balcerowicz - wicepremier w pierwszym rządzie solidarnościowym Tadeusza Mazowieckiego. Restrykcyjna polityka polegała na wprowadzeniu dywidendy, czyli podatku od majątku oraz popiwku, czyli podatku od przyrostu płac, a także na gwałtownym wzroście oprocentowania kredytów.


W wyniku tych uwarunkowań i czynników - ponad 60% polskiego przemysłu uległo zniszczeniu. Zatrudnienie w przemyśle zmniejszyło się w Polsce z 5,2 mln osób w 1980 r. do 2,8 mln osób w 2002 r. Daleko idącej destrukcji i degradacji uległy branże, które w okresie socjalistycznym odgrywały dużą rolę w życiu gospodarczym Polski, takie jak elektronika, a zwłaszcza przedsiębiorstwa produkujące podzespoły i materiały elektroniczne, przemysł obrabiarkowy, przemysł produkujący na potrzeby telekomunikacji czy przemysł włókienniczy i tekstylny. Jednocześnie nastąpiła denacjonalizacja naszego przemysłu, czyli przejęcie w procesie prywatyzacji jego podstawowej części przez kapitał zagraniczny, prywatny i państwowy. W wyniku tego kapitał zagraniczny pod koniec 2003 r. dysponował 46,4% kapitału podstawowego w przemyśle. Stał się zatem siłą decydującą o kierunkach rozwoju polskiego przemysłu.

Mówi Pan o następstwach transformacji ustrojowej. Z jakim bagażem weszliśmy w takim razie w nowe realia - jakie były zalety polskiego przemysłu, a jakie wady w roku 1989? Co PRL zostawił nam dobrego w spadku, a co złego?

P. S.: W 1989 r. polski przemysł należał do najlepiej rozwiniętych w Europie Środkowo-Wschodniej. Takie branże jak lotnicza, zbrojeniowa, stoczniowa, elektroniczna i chemiczna oraz przedsiębiorstwa produkujące urządzenia dla energetyki należały do nowoczesnych i dysponowały silnym zapleczem naukowo-badawczym. Zatrudniały one wielu wysokokwalifikowanych fachowców. Produkowały nie tylko na rynek polski, ale także na eksport, przede wszystkim na rynki wschodnie. W okresie rządów Edwarda Gierka, wykorzystując kredyty i pożyczki zagraniczne, pobudowano lub unowocześniono wiele fabryk, niektóre z nich należały wtedy do najnowocześniejszych w Europie.

Wadę ówczesnej struktury przemysłowej stanowiła natomiast nadmierna dominacja przemysłu ciężkiego, w tym kompleksu paliwowo-energetycznego, co było uwarunkowane dużą energochłonnością polskiej gospodarki oraz zimnowojennym wyścigiem zbrojeń. Kompleks ten stanowił wpływowe lobby, działające na rzecz utrwalenia korzystnej dla siebie struktury, obciążającej jednak całą gospodarkę. To było przyczyną tego, że w okresie realnego socjalizmu ciągle niedoinwestowany był przemysł zaspokajający potrzeby konsumpcyjne społeczeństwa.

Ogólnie biorąc, pod koniec lat 80. przemysł polski był rentowny i osiągnął nadwyżkę eksportu nad importem towarów. Był jednak niedoinwestowany i wymagał modernizacji oraz przekształcenia centralnych zarządów oraz zjednoczeń branżowych w korporacje i holdingi dostosowane do warunków pośredniego zarządzania przemysłem w gospodarce rynkowej. Poza tym ustępował przemysłom państw zachodnich pod względem innowacyjności, co wynikało z "gorsetu" powodowanego przez nakazowe centralne zarządzanie.

Jak Pan ocenia politykę przemysłową państwa po roku 1989?

P. S.: Początek transformacji cechował brak polityki przemysłowej w dobrym tego słowa znaczeniu, a więc takiej, jaką na przykład prowadzili Japończycy. Dobitną ilustracją tego stanu rzeczy było stwierdzenie Tadeusza Syryjczyka - ministra przemysłu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, że "najlepszą polityką przemysłową jest brak polityki przemysłowej". Nieprzygotowany do tego przemysł został rzucony na głębokie wody rynku. Wbrew jednak powiedzeniu ministra Syryjczyka, w stosunku do państwowych przedsiębiorstw przemysłowych zastosowano wspomnianą wcześniej restrykcyjną politykę, przymuszającą je do prywatyzacji. Uczynił to odpowiedzialny za gospodarkę wicepremier, minister finansów Leszek Balcerowicz. Takiej polityce próbował przeciwstawić się kolejny minister przemysłu, prof. Andrzej Zawiślak, jednak zmuszony został podać się do dymisji.

Natomiast jeśli chodzi o restrukturyzację, to przeważnie polegała ona na znaczącym ograniczaniu potencjału określonych branż, co pociągało za sobą redukcje zatrudnienia, często o charakterze grupowym. Jest to zresztą jedna z istotnych przyczyn wzrostu bezrobocia w Polsce. Innym przejawem restrukturyzacji było dzielenie dużych przedsiębiorstw na mniejsze spółki lub wydzielanie z nich spółek. Bywało, że jednolite dotąd przedsiębiorstwo podlegało podziałowi na kilkanaście, a nawet więcej spółek. Była to tendencja odwrotna do procesów konsolidacji i koncentracji oraz fuzji kapitałowych, dokonujących się w krajach zachodnich. Taka polityka osłabiała konkurencyjność polskich firm.

Z kolei prywatyzacja miała przede wszystkim charakter ideologiczny. Miała służyć głównie tworzeniu bazy społecznej dla nowego ustroju kapitalistycznego. Stąd często przedsiębiorstwa sprzedawano po znacznie obniżonej cenie. Jednocześnie nie stworzono korzystnych warunków np. dla powstawania spółek pracowniczych. Mimo to powstało ich ok. 1000 i większość z nich nieźle sobie radzi do dziś. Duże, rentowne i przeważnie nowoczesne przedsiębiorstwa, dysponujące dużym rynkiem zbytu, były prywatyzowane metodą kapitałową, czyli przekształcane w spółki akcyjne i najczęściej sprzedawane kapitałowi zagranicznemu.

W Polsce dominowało neoliberalne podejście do przemysłu, zupełnie zepchnięty na margines został sposób myślenia typu keynesowskiego, wyśmiewano interwencjonizm państwowy. Jak Pan myśli, dlaczego tak się stało? To tylko ideologiczna moda, czy też może taka propaganda służyła załatwianiu całkiem realnych, partykularnych interesów?

P. S.: Ekonomiści o nastawieniu liberalnym i ich sojusznicy w mediach, zajmujący się problematyką ekonomiczną, jakikolwiek postulat interwencjonizmu państwowego w gospodarce kwalifikują jako próbę powrotu do gospodarki socjalistycznej, nakazowo-rozdzielczej lub jako sympatię do gospodarki etatystycznej.

Z jednej strony była to niewątpliwie moda, zwłaszcza wśród przedstawicieli mediów, z drugiej - było to w interesie kapitału zagranicznego i korporacji transnarodowych. Wiadomo przecież, że tam, gdzie wycofuje się państwo, jego miejsce najczęściej zajmuje kapitał zagraniczny w postaci silnych korporacji transnarodowych, głoszących hasło tzw. Konsensusu waszyngtońskiego: "liberalizacja, prywatyzacja i deregulacja". Na wolnym rynku, nieregulowanym przez państwo przy wykorzystaniu narzędzi polityki przemysłowej, najsilniejszą i najlepszą pozycję zajmują silni. Są nimi właśnie korporacje transnarodowe.

Tu dotykamy samego sedna ideologii neoliberalnej. Jak odpowiedziałby Pan na standardowy zarzut "rynkowców", którzy twierdzą, że w gospodarce własność całkiem lub częściowo państwowa jest z zasady nieefektywna, nie ma bodźców do rozwoju?

P. S.: Rodzaj własności nie przesądza jeszcze o efektywności ekonomicznej. Najważniejszy jest sposób zarządzania. Znane są przecież źle zarządzane przedsiębiorstwa prywatne, które bankrutowały. W przypadku własności państwowej istotny jest sposób wyłonienia kadry menedżerskiej. Powinien on być oparty na konkursach, a nie na obsadzie z klucza politycznego. Poza tym w firmach państwowych należałoby upowszechniać kontrakty menedżerskie. W ramach takiego kontraktu wynagrodzenie i kolejna kadencja menedżera uzależniona jest od wyników, które osiągnął on w zarządzaniu firmą.

Ciekawym przykładem hipokryzji "prywatyzatorów" jest sytuacja, gdy niektóre polskie państwowe przedsiębiorstwa zostały sprzedane zagranicznym przedsiębiorstwom... państwowym lub wydatnie wspieranym przez rządy ich macierzystych krajów.

P. S.: No właśnie, przykładów takiej "prywatyzacji" można podać wiele. Najbardziej znanym i wymownym z nich jest Telekomunikacja Polska, której początkowo kontrolne, a później większościowe udziały nabyła państwowa francuska firma "France Telecome", która - notabene - znajduje się w złej kondycji i m.in. dlatego, aby zmniejszyć koszty, w ostatnich latach dokonała dużych redukcji zatrudnienia. Zagranicznym, państwowym firmom sprzedano także niektóre elektrociepłownie i zakłady energetyczne, zajmujące się dystrybucją energii elektrycznej.

Można odnieść wrażenie, że nasi "prywatyzatorzy" jakby wyznawali zasadę, że państwo polskie nie potrafi zarządzać swoim majątkiem. Przy czym głównym motywem takich "prywatyzacji" jest dążenie do uzyskania środków na pokrycie deficytu budżetowego. Jest to krótkowzroczna polityka, tym bardziej, że nasze firmy sprzedawane państwowym koncernom zachodnim, są częścią infrastruktury państwa i posiadają dużą wartość oraz przynoszą wpływy do budżetu.

Jaki wpływ na taki charakter zmian miały procesy globalne? Na ile Polska wchodząc w struktury "wolnego świata" mogła samodzielnie i niezależnie kształtować swoją politykę przemysłową, a na ile musiała się po prostu dostosować do panujących reguł gry?

P. S.: To fakt, że rozpoczęcie procesu transformacji ustrojowej w Polsce zbiegło się z natężeniem procesów globalizacji, której siłą napędową są korporacje transnarodowe i międzynarodowe instytucje finansowe oraz największe międzynarodowe organizacje gospodarcze, takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i Światowa Organizacja Handlu. Nic więc dziwnego, że wywierają one wpływ na przekształcenia polskiej gospodarki. Gdy istniał system państw komunistycznych, ich rynki w pewnym sensie były zamknięte dla korporacji transnarodowych.

Sytuacja zmieniła się diametralnie po upadku systemu komunistycznego. Korporacje walczące między sobą o rynki zbytu miały teraz dużo bardziej ułatwione możliwości wejścia na rynki państw postkomunistycznych. Tym bardziej, że panujące w nich nowe elity władzy z reguły wprowadzały liberalne zasady w wymianie handlowej. W takim samym kierunku działała również Światowa Organizacja Handlu. Poza tym korporacje transnarodowe i Międzynarodowy Fundusz Walutowy wymuszały na rządach państw postkomunistycznych szybką prywatyzację majątku pozostałego po poprzednim systemie. A że w tych krajach brakowało kapitału finansowego, to nic dziwnego, że najlepsze prywatyzowane przedsiębiorstwa wykupiły przede wszystkim korporacje transnarodowe.

Jak Pan ocenia wpływ Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego na polski przemysł po roku 1989?

P. S.: Jak wiadomo, MFW jest orędownikiem globalizacji, a decydującą rolę w Funduszu odgrywają Stany Zjednoczone i inne najbogatsze kraje kapitalistyczne. Państwa, które uzyskały pożyczki i kredyty od Międzynarodowego Funduszu Walutowego zmuszone są realizować programy gospodarcze zgodne z jego wytycznymi. Polska była wśród tych państw, podpisując list intencyjny z MFW.

Jeśli natomiast chodzi o Bank Światowy, to jego działalność polegała m.in. na tym, że wspierał procesy restrukturyzacji polskiego przemysłu, udzielając na ten cel pożyczek. Były to jednak środki przeznaczone nie na modernizację polskich przedsiębiorstw, lecz na redukcje zatrudnienia i potencjału produkcyjnego, głównie na odprawy dla zwalnianych pracowników. Między innymi w ten sposób sfinansowane zostały wielkie redukcje zatrudnienia w górnictwie węgla kamiennego, w hutnictwie i na kolei. Faktycznie więc pożyczaliśmy środki na likwidację miejsc pracy. Rzecz jasna, pożyczki te muszą zostać spłacone...

A która z polskich ekip politycznych prowadziła wg Pana najbardziej niezależną politykę, mającą na uwadze przede wszystkim dobro kraju, nie zaś spełnianie poleceń ponadnarodowych instytucji? I jakie środowiska społeczne najsilniej sprzeciwiały się zachodzącym procesom?

P. S.: W zasadzie wszystkie ekipy rządowe po 1989 r. realizowały politykę gospodarczą uzależnioną od wytycznych i oczekiwań wymienionych organizacji międzynarodowych i tzw. rynków finansowych (za tym pojęciem kryje się przede wszystkim międzynarodowy kapitał spekulacyjny). Jedynie rząd Jana Olszewskiego wstrzymał prywatyzację i zapowiadał zmianę polityki gospodarczej. Nie miał jednak czasu na realizację swoich obietnic, ponieważ został obalony po ujawnieniu tzw. Listy Macierewicza.

Opór zachodzącym procesom gospodarczym stawiały głównie środowiska robotnicze, zorganizowane w różnych związkach zawodowych. Największe fale protestów miały miejsce w 1992 i w 2003 roku. W lipcu 2003 roku, w trakcie ogólnopolskiego spotkania przedstawicieli protestujących załóg w Stoczni Szczecińskiej, powstał Ogólnopolski Komitet Protestacyjny, którego prezydium byłem członkiem. Bardzo duży był też protest środowiska pielęgniarek na początku roku 2000. Znacznie rzadziej protestowali rolnicy. Niestety, protesty te nie uzyskały poparcia ze strony innych grup społecznych. Zupełnie inaczej niż w 1980 r. - protestujących nie poparli intelektualiści...

Polskie Huty Stali zostały sprzedane jako "nierentowne" niemal w przeddzień koniunktury na wyroby stalowe - teraz zarabia na nich prywatny koncern ponadnarodowy. Górnictwo zostało zdewastowane również tuż przed wzrostem popytu - dziś okresowo brakuje węgla, w wielu kopalniach po cichu mówi się o braku rąk do pracy, płacimy ogromne kwoty za importowane paliwa. Czy ludzie odpowiedzialni za te wymierne straty ponieśli jakieś konsekwencje?

P. S.: Polskie Lobby Przemysłowe przez wiele lat domagało się konsolidacji polskiego hutnictwa. Huty działające w pojedynkę miały coraz mniejsze szanse na integrujących się rynkach międzynarodowych. W dodatku miała miejsce konkurencja polsko-polska, a niektóre inwestycje dokonywane przez poszczególne huty dublowały się. W końcu jednak doszło do konsolidacji - powstał koncern Polskie Huty Stali (PHS), dysponujący 75% polskiego rynku. Jak się okazało, powstał jednak po to, aby... łatwiej sprzedać podstawową część polskiego hutnictwa koncernowi Mittal Steel. Tymczasem należało utworzyć polski, narodowy koncern, mający szanse w nasilającej się konkurencji międzynarodowej. Odpowiedzialny za tę transakcję SLD-owski wiceminister Andrzej Szarawarski argumentował, że nowy właściciel przejął PHS, wykupując jego zadłużenie, nie mówiąc jednak nic, jak do tego zadłużenia doszło. Zaraz potem nastąpiła światowa koniunktura na wyroby stalowe, która nabywcy Polskich Hut Stali pozwoliła z nawiązką szybko zwrócić wydatki związane z przejęciem długów polskich hut.

Podobnie było z górnictwem węgla kamiennego. Janusz Steinhoff, Minister Gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, wdrożył "szokowy" program likwidacji 26 polskich kopalń, zaciągając od Banku Światowego pożyczki na wysokie odprawy dla dziesiątków tysięcy zwalnianych górników. Teraz na rynkach międzynarodowych mamy koniunkturę na węgiel, ale trwale zlikwidowanych kopalni nie da się już przywrócić do eksploatacji. Jednocześnie brak rąk do pracy w istniejących kopalniach próbuje się przezwyciężyć przez pozyskiwanie górników zza wschodniej granicy.

Należy podkreślić, że zarówno Andrzej Szarawarski, jak i Janusz Steinhoff nie ponieśli żadnych konsekwencji za swe decyzje szkodliwe dla Polski. Przykładów takich decyzji można podać więcej. Dlatego należy poprzeć np. pomysł Samoobrony, aby sprawą sprzedaży Polskich Hut Stali zajęła się kolejna sejmowa komisja śledcza.

Najbogatsze kraje stosują protekcjonizm w wielu dziedzinach, a pomysłom prywatyzacji przedsiębiorstw towarzyszy tam szeroka debata publiczna i niejednokrotnie protesty społeczne. W Polsce natomiast niemal nie dochodzi do głosu opcja ostrożna wobec prywatyzacji i propagująca kontrolę państwa nad najważniejszymi branżami. Co Pan o tym sądzi? Często ma Pan okazję przedstawiać opinie swoje i Polskiego Lobby Przemysłowego w mediach? Mamy podobno wolne media...

P. S.: Jak już wspomniałem, w Polsce najważniejsze, wysokonakładowe pisma i masowe media są pod silnym wpływem opcji liberalnej. Środowiska wyrażające inne poglądy na temat polityki gospodarczej mają utrudniony dostęp do nich. Dotyczy to także mediów publicznych. Jedynie niskonakładowe pisma o orientacji radykalnie lewicowej i narodowo-katolickiej oraz Radio Maryja prezentowały na tematy gospodarcze poglądy odbiegające od obowiązującego wzorca liberalnego i tzw. politycznej poprawności.

W pierwszych latach działalności - Polskie Lobby Przemysłowe istnieje od marca 1993 r. - udawało się docierać z naszymi racjami i postulatami do wielu mediów ogólnopolskich, w tym do telewizji publicznej. Kiedy jednak stawaliśmy się coraz bardziej krytyczni wobec realizowanej przez poszczególne rządy polityki gospodarczej, coraz częściej przemilczano nasze opinie i działalność PLP.

Jakie branże czy przedsiębiorstwa powinny pozostać pod kontrolą państwa i dlaczego? Jak ten "model idealny" przystaje do polskich realiów?

P. S.: Na ten temat wielokrotnie zabieraliśmy głos jako Polskie Lobby Przemysłowe. Otóż uważamy, że państwo powinno posiadać wpływ na funkcjonowanie strategicznych branż i dziedzin gospodarki. Przy czym za strategiczne branże przemysłu uważamy takie, które stanowią centralne punkty w gospodarce, decydujące o jej sile i suwerenności ekonomicznej. Mają one bezpośrednie znaczenie dla bezpieczeństwa kraju (np. branża zbrojeniowa), utrzymania ciągłości gospodarki, a także dotyczą bytu każdego obywatela i ważne są dla pozycji międzynarodowej Polski. Poprzez wpływ na funkcjonowanie branż strategicznych i ich produkcję lub usługi, państwo może prowadzić suwerenną politykę gospodarczą i przemysłową. Jednym ze sposobów na to jest utrzymania w nich własności państwowej albo zachowanie przez Skarb Państwa większościowych lub co najmniej kontrolnych udziałów, czy też tzw. "złotej akcji".

Własnością państwa powinna pozostać więc podstawowa infrastruktura, czyli ogólnokrajowe sieci przemysłowe - gazownicze i elektroenergetyczne, rurociągi naftowe, porty lotnicze i morskie, poczta i sieci kolejowe. Większościowe lub kontrolne pakiety akcji państwo powinno zachować w zakładach energetycznych i elektrowniach, w dwóch grupach kapitałowych skupiających przedsiębiorstwa obronne, w spółkach tworzących grupę PKP, w kopalniach węgla brunatnego i kamiennego, w Kombinacie Górniczo-Hutniczym Miedzi. Poza tym większościowe udziały państwo powinno zachować w wiodących przedsiębiorstwach branż stanowiących jeden z centralnych punktów w gospodarce, zwłaszcza gdy jest to branża mająca charakter cenotwórczy, np. w przemyśle cementowym lub chemicznym.

A jak wygląda obecnie kwestia struktury własnościowej przemysłu istniejącego na terenie Polski? Ile ważnych "aktywów" znajduje się w rękach rodzimych przedsiębiorców i jakie są szanse rozwoju tych podmiotów w starciu z zagraniczną konkurencją?

P. S.: W 2002 r. sektor prywatny uczestniczył w 76,9% produkcji globalnej kraju. W tym samym roku w sektorze publicznym ok. 60% produkcji globalnej stanowiła własność państwowa, a w ok. 40% własność samorządowa. Należy jednak zaznaczyć, że w końcu 2002 r. w przemyśle przetwórczym 45,7% kapitału podstawowego należało do kapitału zagranicznego. Kapitał ten przejął też kontrolę nad wydawnictwami prasowymi, mediami radiowo-telewizyjnymi, dominuje w telekomunikacji i w handlu wielkopowierzchniowym. Ponadto kapitał zagraniczny przejął czołowe zakłady przemysłu farmaceutycznego i precyzyjnego oraz rentowne przedsiębiorstwa przemysłów rynkowych: piwowarskiego, tytoniowego, cukierniczego, cukrowniczego, koncentratów spożywczych, chemii gospodarczej, meblarskiego, celulozowo-papierniczego oraz cementowego.

W rękach rodzimych przedsiębiorców znajdują się przede wszystkim małe przedsiębiorstwa produkcyjne i usługowe oraz drobny handel, coraz bardziej wypierany przez zagraniczne supermarkety. Małym polskim firmom będzie bardzo trudno konkurować z dużymi przedsiębiorstwami zagranicznymi, w większości będącymi filiami koncernów i korporacji globalnych. Przede wszystkim filie te dysponują dużym kapitałem, który mogą przeznaczać na rozwój, poza tym wykorzystują one globalne sieci dystrybucji. Dlatego niezwykle ważna jest polityka państwa w stosunku do sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Niezbędne jest stworzenie systemowych warunków sprzyjających ich funkcjonowaniu na konkurencyjnym rynku.

Jak Pan ocenia wpływ zagranicznych firm na kondycję naszego kraju? Ile z nich w Polsce wydaje pieniądze na trwałe inwestycje, tworzy miejsca pracy i rzetelnie płaci należne podatki?

P. S.: Działania przedsiębiorstw zagranicznych w Polsce podporządkowane są interesom ich central zagranicznych oraz dążeniu do wykorzystywania własnych możliwości i rezerw poprzez dostawy kooperacyjne z zagranicy. Często powoduje to upadek polskich firm, które przedtem kooperowały z przedsiębiorstwami wykupionymi przez korporacje transnarodowe. Jednocześnie nastąpiła prymitywizacja przemysłu krajowego. Produkcja finalna przemysłu polskiego zastępowana jest w szerokim zakresie montażem wyrobów finalnych. Filie korporacji transnarodowych transferują zyski za granicę. Stwarzają też problemy z odprowadzaniem podatków. Stosując ceny transferowe, korporacje nie wykazują dochodów, co pozwala im zmniejszać wysokość podatków należnych państwu, na terytorium którego filie korporacji działają. W umowach prywatyzacyjnych zagraniczni właściciele zobowiązują się do określonych inwestycji w kupionych przedsiębiorstwach. Niestety, nie zawsze się z nich wywiązują. Coraz częściej zdarza się, że przenoszą produkcję do krajów, w których niższe są podatki i koszty produkcji, zwłaszcza cena siły roboczej.

Globalizacja zmienia dotychczasowe realia. Na przykład import butów czy odzieży z Chin w krótkim czasie rozkłada na łopatki resztki polskich zakładów tych branż. Z kolei wiele tzw. inwestycji zagranicznych ma prawdopodobnie charakter tymczasowy i - jak Pan wspomniał - w niemal każdej chwili mogą się "zwinąć" do krajów, gdzie koszty produkcji są jeszcze niższe. Jakie są możliwości przeciwstawienia się pojedynczego państwa np. światowym potęgom gospodarczym czy korporacjom ponadnarodowym? Pole manewru jest chyba dość ograniczone.

P. S.: Na pewno pole manewru nie jest duże. Nie można jednak przyjąć filozofii, że nic się nie da zrobić. Innymi słowy, nie można biernie dostosowywać się do reguł i zasad narzuconych przez procesy globalizacji gospodarczej. W takich warunkach niezbędna jest aktywna, "wyprzedzająca" polityka przemysłowa, a państwo musi dobrze realizować swoje strategiczne funkcje. Jednym ze sposobów jest podejmowanie wspólnych działań z państwami, które mają podobne problemy i zbliżony stopień rozwoju, np. skupionych w Czworokącie Wyszehradzkim. Można także wykorzystać struktury międzynarodowych organizacji gospodarczych, starając się pozyskać na ich forum sojuszników, których interesy zbliżone są do naszych.

A jak Pan ocenia działania oddolne, np. tzw. patriotyzm gospodarczy? Niedawno doczekaliśmy się nawet kampanii reklamowych, zachęcających do nabywania polskich produktów - ale jest to robione na takiej zasadzie, że za polskie uważa się np. słodycze z Wedla, czyli produkowane przez ponadnarodowy koncern Cadbury. W przypadku wyrobów przemysłu ciężkiego (np. hutnictwa) pojedynczy konsument w ogóle nie ma wpływu na to, co i od kogo zostanie kupione. Co zrobić mogą np. zwykli obywatele, aby wesprzeć polski przemysł?

P. S.: W zglobalizowanym świecie, w którym warunki dyktują najsilniejsi, zwłaszcza korporacje transnarodowe, patriotyzm gospodarczy jest niezbędny. W pierwszym rzędzie taką postawą powinni kierować się decydenci odpowiedzialni za sprawy gospodarcze, zarówno na szczeblu państwowym, jak i samorządowym, regionalnym. Niestety, wielu z nich zachowuje się jakby byli przedstawicielami zagranicznych firm. Powinniśmy promować polskie marki i nasze produkty. Tak właśnie postępują wielkie korporacje transnarodowe, nie szczędząc wielkich środków na reklamę swoich wyrobów. Bardzo ważne jest docieranie do naszej opinii publicznej z rzeczywistymi problemami polskiego przemysłu, ukazywanie zagrożeń i szans, które stwarza dla niego otoczenie międzynarodowe.

Sytuacja trochę wygląda tak, jak byśmy siedzieli w pustym mieszkaniu i opłakiwali sprzedane "srebra rodowe". Złośliwi ukuli nawet takie powiedzenie: "na co nam tanki, skoro mamy wasze banki", obrazujące swoisty "podbój" Polski przez nie tyle inne państwa, co raczej globalne firmy. Gdyby miał Pan teraz wymienić kilka wykonalnych i skutecznych działań leżących w gestii władzy politycznej, to co by Pan zaproponował w celu poprawy sytuacji polskiego przemysłu?

P. S.: W Polsce nastąpiła daleko idąca dezindustrializacja, która wywołała gwałtowną dezaktywizację społeczeństwa, zanik badań i wdrożeń, marnotrawstwo kwalifikacji zawodowych ludności oraz narastające zadłużenie gospodarki narodowej. Z tego względu gospodarka narodowa Polski zużywa więcej dóbr i usług niż ich tworzy. Powoduje to narastające zadłużenie zagraniczne gospodarki polskiej, wynoszące już ponad 112 miliardów dolarów (!) i równocześnie narastający transfer dochodu narodowego za granicę. Dlatego wskazane jest podjęcie programu reindustrializacji kraju; podobnie postąpiono w Niemczech w stosunku do landów wschodnich. Przemawiają za tym mnożnikowe właściwości przemysłu, pobudzającego całą gospodarkę.

Program ten powinien przewidywać inwestycje państwowe, samorządowe, państwowe "joint venture" z przedsiębiorstwami zagranicznymi, a także bodźcowanie ekonomiczne inwestorów krajowych i zagranicznych podejmujących inwestycje przemysłowe. Powinien obejmować przede wszystkim przemysły wysokiej techniki oraz predestynowane do zaspokajania większości popytu rynku krajowego. Winny to być również przedsięwzięcia mające na celu ograniczenie importu kooperacyjnego. Należy preferować w zamówieniach publicznych wyroby krajowe oraz polskich wykonawców. W polityce podatkowo-kredytowej wspierać trzeba przemysły pracochłonne, utrzymujące wiele miejsc pracy, oraz przedsięwzięcia odtwarzające i poszerzające krajowe więzi produkcyjne. Taka polityka przemysłowa dobrze służyłaby ograniczeniu bezrobocia.

Warszawa, 5 grudnia 2005 r.

Paweł Soroka - doktor nauk politycznych, specjalność stosunki międzynarodowe. Niedawno napisał pracę habilitacyjną pt. "Polistrategia bezpieczeństwa zewnętrznego Polski. Ujęcie normatywne", która znajduje się w druku. Adiunkt Warszawskiej Szkoły Zarządzania - Szkoły Wyższej, kierownik studiów podyplomowych w tej uczelni. Od 1993 r. społecznie pełni funkcję koordynatora Polskiego Lobby Przemysłowego im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Organizator inicjatyw kulturalnych, przewodniczący Rady Krajowej Robotniczych Stowarzyszeń Twórców Kultury oraz redaktor naczelny czasopisma ruchu RSTK pt. "Własnym Głosem". Autor 5 tomików wierszy. Był koordynatorem prac Konserwatorium "O lepszą Polskę", które w 2005 r. opublikowało "Raport o stanie państwa i sposobach jego naprawy".

Za: Onet.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.