czwartek, 3 lipca 2014

Nie ma gospodarki bez polityki gospodarczej państwa (1)

Być albo nie być

Każde państwo o sprawnej i efektywnej ekonomii stosuje politykę gospodarczą. Robiło to dawniej i robi to dziś. Robi to dziś nie tylko Japonia, ale robią to również Stany Zjednoczone za parawanem haseł liberalnych.

Czasy kryzysów czy zmiany ustroju wymagają stosowania ekstremalnych form polityki gospodarczej państwa, co ilustruje działalność rządu zarówno w Stanach Zjednoczonych podczas Wielkiego Kryzysu jak też w Japonii podczas przechodzeniu z feudalizmu do kapitalizmu w czasie tzw. „rewolucji Meiji”.

Natomiast polska współczesna transformacja ustrojowa przebiega pod hasłem sformułowanym przez Tadeusza Syryjczyka, że „najlepszą polityką gospodarczą jest jej brak”. Efektem takiego podejścia jest ogólny demontaż polskiej gospodarki ze wszystkimi jego ujemnymi konsekwencjami.

Uruchomienie sprawnej polityki gospodarczej jest problemem „być albo nie być” nie tylko polskiej gospodarki, ale również polskiej demokracji, oświaty, nauki i polskiej kultury.

W celu przybliżenia znaczenia polityki gospodarczej w nawiązaniu do naszej historii, przekazywałem do redakcji „Naszego Dziennika” w okresie styczeń – kwiecień 2001 r. szereg wybranych fragmentów mało znanego dzieła Melchiora Wańkowicza, „Sztafeta – książka o polskim pochodzie gospodarczym” [1]które to fragmenty były sukcesywnie przedrukowywane.

Dla rozprawienia się jednak z zafałszowanym przez liberałów obrazem ekonomii wykluczającym taką politykę, trzeba naświetlić szerszy kontekst historyczny i współczesny problemu, co postaram się w dalszej kolejności uczynić.

Powróćmy jednak do „Sztafety”.

Zaczęło się od reportaży z budowy „COPu”

W 1936 roku pod kierunkiem wicepremiera i ministra przemysłu w jednej osobie, Eugeniusza Kwiatkowskiego, opracowano czteroletni program inwestycyjny. Program ten obejmował plan budowy COPu (Centralnego Okręgu Przemysłowego). Punkt centralny obszaru objętego planem, leżał u zbiegu Sanu i Wisły tworząc z Sandonmierza jego stolicę. Promień obszaru - okręgu wynosił około 100 km. W następnym roku budowa COPu ruszyła pełną parą.

Sprawy gospodarcze nigdy nie były ulubionym tematem polskich ludzi pióra. Tym razem jednak do akcji ruszył Melchior Wańkowicz, publikując w prasie szereg reportaży z realizacji nowych polskich inwestycji. Były to pierwsze w historii Polski reportaże przemysłowe i zyskały one szeroki oddźwięk wśród czytelników. „Rasa pisarza, jego temperament, duma narodowa, optymizm – szczerością tchnący – stworzył nowy polski typ reportażu przemysłowego” – pisał komentator z „Kuriera Warszawskiego” (19. I. 1938).

Popularność reportaży skłoniła autora do wydania ich łącznie w formie broszury zatytułowanej „COP”. Błyskawiczne rozejście się jej trzech wydań i propozycja publikowania wydania czwartego, skłoniły Wańkowicza do szerszego potraktowania tematu. Tak zrodziła się licząca 520 stron: „Sztafeta – książka o polskim pochodzie gospodarczym”, wydana w 1939 roku.

Sukces broszury wskazywał jak spragniony był czytelnik wiadomości o polskiej planowej pracy – pisze autor we wstępie do „Sztafety”.

Nowa książka to już nie tylko zbiór reportaży z budowy COPu. Opisane są też w niej inne osiągnięcia ekonomiczne II Rzeczpospolitej – np. sprawne uruchomienie przejętych od Niemców chorzowskich „Azotów”, budowa Gdyni, utworzenie polskiej floty. Autor nawiązuje do planowej budowy polskiego przemysłu w czasach stanisławowskich i porozbiorowych. W książce pojawiają się ważkie treści socjologiczne i filozoficzne.

Melchior Wańkowicz komentuje w „Sztafecie” gospodarczy rozwój Polski w wymiarze historycznym, patrząc jednocześnie w przyszłość – stąd właśnie „sztafeta”. Autor wyróżnia jednak w historii Polski dwie sztafety „prąd malejący – utracjuszostwa, i narastający – skrzętnej pracy”. Symbolem pierwszej jest Ossoliński gubiący w Rzymie złote podkowy (i w ogóle cała siedemnastowieczna Polska, łącznie z epoką saską), symbolem drugiej sztafety są Staszic i Drucki – Lubecki z czasów Królestwa Polskiego.

Zwrot w kierunku gospodarczego dźwignięcia Polski dokonał się jednak wcześniej, w czasach Stanisława Augusta a jego najbardziej spektakularnym przejawem były manufaktury budowane przez podskarbiego litewskiego Tyzenhausa.

To, który kierunek przeważa jest kwestią kultury umysłowej, która warunkuje procesy ekonomiczne (i nie tylko te procesy) a nie odwrotnie, jak utrzymuje marksizm i ekonomiczny liberalizm.

Jest to zgodne z odróżnianiem przez znanego socjologa Maxa Webera kapitalizmu racjonalnego, opartego na odpowiedniej gospodarczej kulturze umysłowej (psychice gospodarczej narodu – używając słów Wańkowicza) od opartego głównie na żądzy zysku, samoniszczącego się kapitalizmu irracjonalnego. Ten drugi typ kapitalizmu liberałowie propagują jako wersję jedynie słuszną.

Wańkowicz podaje kapitalną ilustrację obu typów kapitalizmu na przykładzie Holandii i (niestety) dawnej Polski[2]:

Kiedy zaistniała pierwsza wielka koniunktura gospodarcza, po odkryciu Ameryki, kiedy ceny ziemiopłodów poszły wielkimi skokami w górę — zobaczmy, jak tę koniunkturę wykorzystano na świecie i jak u nas.

W Holandii powstały potężne zakłady, przerabiające produkty zamorskie — cukrownie, drogerie, gorzelnie, fabryki tytoniu, szlifiernie drogich kamieni. Fabryki sukna w Lejdzie, płótna w Haarlemie, ceramiki w Delft produkują na cały świat. Powstają wielkie sieci kanałów, którymi krążą barki ciągnięte przez konie. Bank Amsterdamski reguluje kurs weksli po całym świecie (...)

W tej samej epoce rozkrzewia się w Polsce niepomierny zbytek. „Guzy, łańcuchy, manele, guziki srebrne, złote i drogimi kamieniami wysadzane. Dygnitarz nosił na sobie nieraz całe wsi” — pisze Aleksander Brückner. Nie było dla szlachty dosyć drogich zamorskich korzeni, dosyć wykwintnych małmazyj, dosyć najstarszych węgrzynów, najwspanialszych kobierców, najcudaczniejszych na wagę złota driakwi, najsuciej ornamentowanej broni, najcenniejszych kryształów tłuczonych o lekkomyślne łby.

Zwraca też uwagę Wańkowicz na alarmujące przeżytki dawnego utracjuszowstwa w Polsce międzywojennej i martwi się, by nowym kapitalistom nie zachciało się Riviery.

Z historycznych wycieczek czynionych przez autora widać jasno, że u podstaw polskich sukcesów ekonomicznych nie tkwiła bezładna krzątanina pojedynczych osób, czy nawet grup, skoncentrowanych wyłącznie na własnym zysku. Odwrotnie, taki mechanizm zgubił swego czasu Polskę. Natomiast sukcesy wynikały z dalekosiężnych, planowych działań elit opartych na głębszej motywacji. Dopiero w ramach wykreowanego przez nie systemu, szary człowiek może krzątać się skutecznie, przy czym jego kultura umysłowa też nie pozostaje bez znaczenia

Głębszą motywacją naszych elit (jak w wielu innych krajach) był po prostu patriotyzm. Jednakże w XIX wieku dopracowaliśmy się własnej intelektualnej bazy skutecznego działania w postaci polskiej filozofii czynu, łączącej romantyczną motywację z praktycznym, konsekwentnym działaniem. Kierowało się nią wielu polskich wybitnych działaczy gospodarczych i przemysłowców, wśród nich Hipolit Cegielski i Stanisław Szczepanowski. Ten ostatni do rozwoju naszej filozofii czynu znacznie się przyczynił i jeszcze przed Weberem zakwestionował liberalno - marksistowskie rozumienie kapitalizmu pisząc:[3]

Nie ma pospolitszej i grubszej myłki jak ta, która przypuszcza, że rozwój sił ekonomicznych jest wyłącznie wpływem egoizmu, łakomstwa i chciwości. (...) Chciwość i łakomstwo mogą prowadzić do lichwy, do gry giełdowej, do stolika z kartami, do polowania za posagami, za synekurami, do sprzedawania nazwiska na parawan brudnych interesów, ale przenigdy do rozwoju ekonomicznego (...) Rozwój ekonomiczny nigdzie na świecie jeszcze się nie pojawił bez współudziału przynajmniej rzetelności, uczciwości, pracowitości i umiejętności (...)

Działalność pisarska Szczepanowskiego przyczyniła się do wychowania nowych elit i to tych, które budowały już II Rzeczpospolitą. Wańkowicz wspomina, że na kółkach samokształceniowych, w których sam uczestniczył, autor ten był na głos czytany. Cytat z dzieł Szczepanowskiego stał się też mottem „Sztafety”:

Gleba, która raz już wydała owoc pewnego gatunku, na nowo odzyskuje swą urodzajność i ponownie wydaje plon podobny.

Wspomnieliśmy już, że głęboka motywacja elit musi iść w parze z dalekosiężnym planowaniem i oczywiście z jego realizacją. W odniesieniu do gospodarki i w warunkach posiadania własnej państwowości oznacza to politykę gospodarczą państwa. Wańkowicz pisze, że sprawy „które już Ludwik XIV nazwał pracą kierowaną (...) w naszych czasach muszą być kierowane stokroć bardziej.

Patrząc w przyszłość autor pisze we wstępie: Jutro już ta sztafeta będzie dalej niż książka, pojutrze jeszcze dalej. Przecież w świadomości naszej musi się żłobić szlak pędu, jego linia. Byśmy wiedzieli, że nie na nas się poczyna i nie na nas się kończy. Byśmy czerpali stąd pokorę. I siłę ...

Niestety, niedługo po ukazaniu się jego książki przyszła wojna a po niej prawie pół wieku komunizmu, gdzie w ramach komunistycznej polityki gospodarczej, polski świat przemysłu starał się kontynuować polską sztafetę gospodarczą.

W początkowym okresie PRLu robili to siłą rzeczy fachowcy przedwojenni, których w żaden sposób z komunizmem utożsamiać nie można. Odnosi się to również do większości fachowców późniejszych. Mimo przeszkód ustrojowych udało się zbudować sporo. Niestety stosowanie przez komunistów patologicznej wersji planowania doprowadziło do bezmyślnego utożsamiania samej zasady planowania gospodarczego z komunizmem. Utożsamiono z nim również budowany w okresie powojennym przemysł.

Ta wybitnie szkodliwa, bezmyślna zbitka pojęciowa wzmocniona neoliberalną propagandą, za którą stoją niepolskie interesy, w sposób decydujący wpłynęła na zniszczenie polskiej gospodarki w dekadzie transformacji ustrojowej.

Lekcja na dziś

W tej sytuacji „Sztafeta” Wańkowicza staje się niezwykle ważną lekcją na dziś.

Już o broszurze „COP” pisano w polskiej przedwojennej prasie: „Dobre i pożyteczne dzieło dał kulturze polskiej Melchior Wańkowicz”.[4] Tym bardziej odnosi się to do lepiej i szerzej opracowanej „Sztafety”. Niestety, przyswojeniu przez kulturę polską tej książki, wydanej wiosną 1939 roku, przeszkodził wybuch Drugiej Wojny Światowej. Z kolei w okresie komunizmu nie tylko nie wznawiano książki Wańkowicza, ale na jej temat panowała grobowa cisza. Nie lepiej było w ciągu ostatniej dekady neoliberalizmu.

„Sztafeta” przechowała się w postaci niewielkiej ilości białych kruków. Od niedawna jest już jednak dostępna we fragmentach, jako że (jak już wspomniałem) przy współpracy redakcji „Naszego Dziennika” udało mi się przedrukować w nim w okresie od stycznia do kwietnia 2001 (pod tytułami redakcyjnymi) szereg odcinków. Są to:
*Polski Dawid i angielski Goliat - czyli jak przedwojenna Polska radziła sobie z nadprodukcją węgla (19. I)
*Przejęcie chorzowskich „Azotów” (26. I)
*Budowa Mościc (2. II)
*Budowa fabryki celulozy w Niedomicach (9. II)
*Początki „Stomilu” (16. I)
*Budowa Stalowej Woli (23. II i 2. III.)
*Polskie inwestycje w Rzeszowie (9 i 23. III.)
*Polskie koleje – od zniszczeń wojennych do sukcesu (30. III)
*Powrót Polski nad morze (6. IV.)

Z inicjatywy prof. Włodzimierza Bojarskiego dokonano też reprintu oryginału w niedużym nakładzie.[5] „Sztafetę” trzeba jednak bezwzględnie przedrukować i to w znacznie większym nakładzie dostępnym na rynku. Jednakże samo wydanie „Sztafety” też nie wystarczy dla wykazania konieczności prowadzenia przez państwo polityki gospodarczej.

Problem polityki gospodarczej państwa trzeba potraktować szerzej

Polska przedwojenna polityka gospodarcza, jako wzór do naśladowania, stanowiła potencjalne zagrożenie dla propagowanej dywersyjnie w podziemiu, w latach osiemdziesiątych, ideologii neoliberalnej. Zostało to w lot zrozumiane przez jej promotorów. Zaczęli więc eksponować prace polskich przedwojennych ekonomistów - liberałów, którzy byli przeciwnikami polityki gospodarczej i którzy krytykowali tzw. „etatyzm”, czyli wiodącą rolę państwa w gospodarce. Posuwano się nawet do nazywania Eugeniusza Kwiatkowskiego „przedwojennym Gierkiem”[6]. Polityka gospodarcza Kwiatkowskiego miała być jakimś odstępstwem od normy, jakąś ekonomiczną aberracją. Miał o tym świadczyć cały kontekst gospodarki światowej zarówno w wymiarze historycznym jak i współczesnym.

Zatem z tym właśnie, z gruntu zafałszowanym przez liberałów generalnym rozumieniem gospodarki światowej, należy się rozprawić.

Ogromne znaczenie ma najstarszy, a więc łatwy do zbagatelizowania, okres, jakim jest pierwszy etap tworzenia się kapitalizmu. Wszędzie wiąże się on z tzw. „merkantylizmem” będącym wczesną i bardzo radykalną formą polityki gospodarczej. Nigdzie kapitalizm nie rodził się z samego handlu i wytwórczości bez współudziału państwa.

Tymczasem u nas w czasie transformacji, starano się powtórzyć w skrócie, rzekomo wolno-handlowe początki kapitalizmu na świecie. Mamy tu podwójny nonsens, bo po pierwsze, początki kapitalizmu nie były wolno-handlowe. Po drugie, gdyby nawet były takie, to w sytuacji nagłej zmiany ustroju należy sterować procesem.

Fascynacja handlem stolikowym ogłupionych liberalizmem osób, podczas gdy padały wielkie zakłady pracy, to właśnie efekt propagandowego zafałszowania charakteru tego odległego i pozornie mniej ważnego okresu początków kapitalizmu w świecie.

Innym, katastrofalnym w skutkach, zafałszowaniem wczesnego etapu rozwoju kapitalizmu w świecie odpowiedzialnym w decydujący sposób za obecną epidemię korupcji w Polsce, jest traktowanie go jako rezultatu właśnie korupcji i rozpasanej żądzy zysku.

Tymczasem, jak wykazał wspomniany już Max Weber, kapitalizm został wygenerowany przez dobitnie wyartykułowaną i przestrzeganą etykę gospodarczą, a nie przez rabunki kolonialne i inne naganne etycznie praktyki ekonomiczne. Tematyka ta wybiega poza zakres obecnej pracy. Napomykamy tu jednak o niej po to, by dodatkowo podkreślić, jak ważne jest poprawne rozumienie najwcześniejszych etapów rozwoju kapitalizmu. Wąsko myślący ludzie uważający się za praktyków skłonni są lekceważyć ten problem akceptując jednocześnie i przenosząc na praktykę jego fałszywe i skrajnie destrukcyjne rozumienie.

Rozumienie potrzeby polityki gospodarczej nie zanikło jednak w Polsce zupełnie. Od dłuższego czasu zgłaszane są oddolnie pod adresem rządu żądania różnych fragmentarycznych rozwiązań z zakresu tej polityki w przemyśle, rolnictwie i handlu. Najdobitniej robi to od ponad dziesięciu lat Polskie Lobby Przemysłowe im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Jednakże przy przekonaniu dużej części opinii publicznej, że polityka taka w ogólności jest czymś niestosownym, żądania takie mają małą szansę realizacji. Potrzebne jest więc generalne sprostowanie upowszechnionej u nas, a z gruntu fałszywej i szkodliwej maksymy, że „najlepszą polityką gospodarczą jest jej brak”.

Poniżej naszkicujemy różne formy gospodarczej polityki państwa od początków epoki nowożytnej do czasów współczesnych. Przywołanie dawnych form tej polityki nie tylko obala wspomniany liberalny mit wolnorynkowej genezy kapitalizmu, ale również pozwala zrozumieć jak bardzo formy te są nadal aktualne.

Przegląd sposobów stymulowania przez państwo gospodarki jest jednocześnie ilustracją tzw. „pomocniczej roli państwa”, która jest jedną z głównych zasad katolickiej nauki społecznej.

Należy jednak odróżniać politykę gospodarczą państwa wspomagającą krajową gospodarkę od polityki socjalnej realizującej różne programy społeczne i dbającej o w miarę sprawiedliwy podział dochodu narodowego. Doświadczenie ostatnich 15 lat wykazuje, że obie sfery działalności państwa nie są u nas należycie rozróżniane i uzasadniona w pewnym zakresie, zachodnia krytyka socjalnych funkcji państwa przenoszona jest mechanicznie i niesłusznie na jego politykę gospodarczą.

Państwem, w którym socjalne funkcje państwa są maksymalnie ograniczone a gospodarcza polityka państwa maksymalnie rozwinięta – jest Japonia.

---

Od napisania tej pracy do przekazania jej do druku minęło 2 lata. Do obecnego dodruku minęło następne 2 lata. W międzyczasie udostępniałem ją najpierw w formie kserowanej a później drukowanej, wielu osobom, głównie z kręgów akademickich. Zdecydowana większość z nich nie miała większego pojęcia o przedstawionej w niej tematyce rozumiejąc ekonomię w sposób z gruntu fałszywy. Z jednej strony stanowi to empiryczny sprawdzian potrzeby tego typu publikacji a z drugiej, jest dobrą ilustracją zasady „jaki światopogląd elit taka rzeczywistość”.

*Jan Koziar jest działaczem społecznym i naukowym. Publikacja za zgodą autora. Wydanie 2005.

Przypisy:
[1] Wydawnictwo Biblioteka Polska, Warszawa 1939
[2] str. 236-7
[3]Stanisław Szczepanowski, Walka narodu polskiego o byt, Londyn 1942, str. 87
[4] “Gospodarka narodowa” 15. III. 1938
[5] Wyd. SIGMA – NOT, 2000. Nie można się jednak zgodzić z wyrażoną we wstępie do tego wydania opinią prof. Jana Kaczmarka, że „Sztafeta inżynierów trwa”
[6] Władysław Monetarny, Chybiona recenzja Stefana Bratkowskiego, Replika nr. 53 (1987), Wrocław, str. 39

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.