poniedziałek, 30 grudnia 2013

Najsłynniejszy ekonomista, o którym Polakom nie wolno wiedzieć

Friedrich List
Jego teoria posłużyła Niemcom do dogonienia najbogatszych krajów świata w XIX w. i odbudowania gospodarek krajów zachodniej Europy po II wojnie światowej. Księgarnie uniwersyteckie w Korei Południowej i Japonii były pełne jego książek w czasie gdy kraje te stosowały jego teorię i rozwijały się w tempie 10-12 proc. rocznie.

Tymczasem na polski nie przetłumaczono do tej pory żadnej jego książki. Na wydziałach ekonomii polskich uniwersytetów nawet nie wspomina się o o jego istnieniu. Hasło polskiej wikipedii (21 lipca ktoś zaktualizował Wiki i napisał kilka zdań opisywany stan jest na dzień opublikowania artykułu. Pod informacją o ekonomiście widać datę modyfikacji: "Tę stronę ostatnio zmodyfikowano o 17:30, 21 lip 2013.") na jego temat składa się z jednego zdania, podczas gdy po niemiecku jest prawie tak długie jak cała książka, a angielska niewiele niemieckiej ustępuje.

Jak bogacili się Brytyjczycy

Robert Walpole
W szczególności ciekawy jest tutaj przykład Wielkiej Brytanii, znanego promotora wolnego handlu. Jak pisze prof. Ha Joon Chang z University of Cambridge w książce „Kicking Away The Ladder. Development Strategy in Historical Perpective" („Odkopując drabinę. Strategia rozwoju w historycznej perspektywie"), w 1721 r. premierem w tym kraju został Robert Walpole. W przemówieniu przed parlamentem oświadczył, że „nic tak nie rozwija dobrobytu państwa jak import surowców i eksport wysoko przetworzonych produktów". I postanowił rozpocząć w Wielkiej Brytanii budowę m.in. przemysłu wełnianego (odpowiednik dzisiejszych dziedzin high-tech), w którym prym na świecie wiedli wówczas producenci z terytorium dzisiejszej Belgii i Holandii.


Bogate kraje UE chcą, byśmy słono płacili im za nowoczesne technologie, choć same kopiowały je za darmo, gdy się bogaciły

Drastycznie podniesiono więc cła na importowane produkty i obniżono na surowce. Wprowadzono państwową kontrolę jakości eksportowanych towarów, by niesolidni przedsiębiorcy nie niszczyli budowanej właśnie renomy brytyjskich produktów. Politykę tę stosowano przez ponad 100 lat. Jeszcze w 1820 r. przeciętne cła w Wielkiej Brytanii wynosiły 45–55 proc. i należały do najwyższych na świecie.

sobota, 28 grudnia 2013

Polskie błędy

„Nawet gdyby Polska zachowała niepodległość, nigdy nie stałaby się bogatym i wpływowym krajem stosując wolny handel z krajami o bardziej rozwiniętych gospodarkach” - napisał niemiecki ekonomista Friedrich List w wydanej w 1841 r. książce „The National System of Political Economy” („Narodowy system ekonomii politycznej”).
Friedrich List urodził się w 1789 r. w Reutlingen (wówczas było to wolne, autonomiczne miasto), a zmarł w 1846 r. w Kufstein. Nie chciał pójść w ślady ojca, który był garbarzem i wybrał karierę w administracji ówczesnego księstwa Wirtembergii (obecnie część landu Badenia-Wirtembergia). W 1816 r. doszedł do stanowiska Dyrektora Finansowego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w rządzie Wirtembergii, a w 1817 r. (miał wówczas 28 lat) został mianowany profesorem administracji i polityki na Uniwersytecie Tubingen (mimo, iż nie miał wyższego wykształcenia).
W 1824 r. wyemigrował do USA, gdzie wydawał niemiecką gazetę „Readinger Adler” w mieście Reading w Pensylwanii. Tutaj także zetknął się z pracami jednego z ojców założycieli USA, Alexandra Hamiltona, który uważał, że amerykański przemysł powinien być chroniony cłami, dopóki nie będzie na tyle mocny, by konkurować z przemysłem krajów najbardziej rozwiniętych na świecie. Chodziło przed wszystkim o Wielką Brytanię. Mógł też na własne oczy obserwować jak dynamicznie rozwija się amerykański przemysł pod ochroną ceł (w 1820 r. średnia taryfa celna w USA wynosiła 35-45 proc. i była jedną z najwyższych na świecie).

niedziela, 8 grudnia 2013

Polska biedna na zawsze

Źródło: Uważam Rze fot. Dariusz Krupa
Jak politycy sprzedali naszą szansę na bogactwo

Polska nigdy nie będzie bogata – wynika z najnowszego raportu OECD „Looking to 2060. Long-term global growth prospects" („Patrząc na 2060 rok. Długoterminowe globalne perspektywy wzrostu"). A przynajmniej nie za życia tego pokolenia ani dwóch następnych. OECD szacuje, że PKB na obywatela w Polsce w latach 2011–2060 będzie rósł w tempie zaledwie 1,9 proc. rocznie. To oznacza, że za 50 lat będziemy krajem ciągle o ponad połowę biedniejszym niż USA. Tak biednym jak Rosja, Turcja czy Meksyk. Z zazdrością będziemy patrzeć na bogatszych od nas o jedną piątą Chińczyków.

Z raportu OECD wynika także, że żaden biedny kraj, który wszedł do Unii Europejskiej, przez najbliższe 50 lat nie dogoni najbogatszych. Jak to możliwe? Bogate kraje UE miały bezinteresownie pomóc nam się wzbogacić w imię pięknej idei zjednoczonej Europy. Przecież wiedzą, jak to zrobić, bo same się wzbogaciły. Teraz wystarczy pomóc nam wprowadzić tę samą politykę gospodarczą, którą stosowały u siebie. Problem polega na tym, że polityka forsowana przez UE wobec nowych członków unii jest dokładną odwrotnością tej, którą prowadziły obecne zamożne kraje UE, kiedy się bogaciły.

Wchodząc 1 maja 2004 r. do Unii Europejskiej, stworzyliśmy unię celną z najbardziej rozwiniętymi państwami, takimi jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania. Prowadzimy z nimi całkowicie wolny handel. Zaawansowane technologicznie produkty ich firm są bez żadnych obostrzeń sprzedawane u nas. Sęk w tym, że żaden duży, bogaty kraj na świecie nie zbudował zamożności w ten sposób (tzn. przy otwartych granicach).

Dlaczego Niemcy są tak bogaci?

Ludwig Erhard, jeden z ojców niemieckiego cudu gospodarczego

Źródło: Corbis/FotoChannels
Jak państwowy protekcjonizm i kartele zbudowały dobrobyt Berlina


Po wojnie w Niemczech nie było cudu gospodarczego. Kraj rozwijał się wówczas wolniej niż Bułgaria, Grecja, Hiszpania czy Portugalia i w podobnym tempie co Rumunia i Włochy. Swoje bogactwo Niemcy zawdzięczają dziesiątkom lat protekcjonizmu i działalności karteli.

Program dla każdego

Angus Madison w pracy „Contours of the World Economy 1–2030 AD: Essays in Macro-Economic History" (Kontury światowej gospodarki 1–2030 AD: Eseje o makroekonomicznej historii) podaje, że w latach 1950–1973 Niemcy rozwijały się w tempie 5 proc. rocznie, co było wynikiem niezłym, ale w żadnym wypadku niezasługującym na miano cudu gospodarczego. W rządzonej przez komunistów Bułgarii PKB rósł o 5,2 proc. rocznie, w opanowanej przez wojskową dyktaturę Grecji o 6,2 proc., a w Portugalii o 5,7 proc. Porównywalne z Niemcami osiągnięcia miała także Rumunia (4,8 proc. wzrostu) i Włochy (5 proc.). O cudzie gospodarczym można mówić w przypadku Japonii, której PKB rósł w tempie 8 proc. rocznie. Stawianie więc w tym samym rzędzie Niemców i Japończyków nie ma podstaw w faktach.

Skąd zatem się wziął mit cudu gospodarczego Niemiec? Otóż faktycznie były lata, w których PKB Niemiec rósł po 10 proc., ale tak imponujące tempo wzrostu wynikało z odbudowywania zniszczonego przez wojnę i celowe działania aliantów przemysłu (m. in. zlikwidowano 706 niemieckich zakładów przemysłowych w ramach planu odprzemysłowienia Niemiec, z którego później zrezygnowano). Wówczas można łatwo uzyskać wysokie tempo wzrostu PKB, ponieważ nie trzeba uczyć pracowników, wymyślać produktów, zdobywać rynków. Wszystko jest gotowe, wystarczy tylko odbudować z ruin fabrykę, produkować i sprzedawać. Zresztą widać to na długoterminowym wykresie niemieckiego PKB, gdzie do końca wojny mamy łagodny wzrost, potem ostry spadek, ostry wzrost i powrót do długoterminowego powolnego wzrostu.

Polska dla polskich firm

Źródło: Uważam Rze fot. d. krupa
Najszybciej bogacące się kraje świata nie chciały zagranicznych inwestycji
Zagraniczne inwestycje szkodzą, ponieważ utrudniają powstanie krajowych firm. Tę prawdę rozumieli politycy z prawie wszystkich bogatych dzisiaj krajów, takich jak na przykład USA, Finlandia czy Korea Południowa. Kiedy bowiem ich kraje były biedne, otwarcie dyskryminowali zagraniczne firmy. Postępowali więc dokładnie odwrotnie niż polscy politycy po 1989 r.

„Jesteśmy bardzo zadowoleni z wejścia na nasz rynek firmy Amazon. (...) To kamień milowy dla naszego dalszego wzrostu gospodarczego" – tak wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński skomentował ostatnio informację o planach otwarcia w Polsce centrum logistycznego przez amerykańskiego giganta handlu internetowego. To o tyle interesujące, że kiedy USA w XIX w. goniły bogatsze od siebie państwa (przede wszystkim Wielką Brytanię), to władze tego kraju robiły wszystko, by zagranicznych inwestycji było jak najmniej. I były w tym działaniu popierane przez większość Amerykanów.

Samuraje dobrobytu

Źródło: Uważam Rze fot. Dariusz Krupa

Jak Japończycy i Koreańczycy ograli Polaków

23 lata wystarczyły Japonii, by przekroczyć średni poziom zamożności krajów Europy Zachodniej. My przez 23 lata od upadku komunizmu nie byliśmy w stanie prześcignąć nawet niewiele od nas bogatszych Czechów. Nic dziwnego, skoro robiliśmy prawie wszystko dokładnie odwrotnie niż Japończycy. W efekcie PKB na osobę w Polsce to 21 tys. dol. A gdybyśmy poszli drogą Japonii, wynosiłby 35,6 tys. dol. Bylibyśmy w dwudziestce najbogatszych, dużych krajów świata, między Francją a Wielką Brytanią.
Nie tylko nie staliśmy się drugą Japonią, ale nawet nie zbliżyliśmy się do jej osiągnięć gospodarczych. Jak podaje brytyjski ekonomista Angus Maddison w pracy „Contours of the World Economy, 1–2030 AD" („Kontury gospodarki światowej, lata 1–2030), w 1950 r. PKB na obywatela (według parytetu siły nabywczej) wynosił w tym kraju 1921 dol. To było mniej, niż wówczas wypracowywał Meksyk (2365 dol.). W 1973 r. na Japończyka przypadało już 11 434 dol., co oznacza pięciokrotny wzrost (średnia dla Europy Zachodniej to wówczas 11 417 dol.).

sobota, 7 grudnia 2013

Bogactwo to przemysł

Źródło: Uważam Rze fot. Dariusz Krupa
Przez budowę przemysłu odbudowywano gospodarki takich krajów jak Niemcy, Francja czy Włochy po II wojnie światowej. Tymczasem reformy z początku lat 90. zniszczyły w Polsce i innych krajach byłego bloku wschodniego znaczną część zakładów przemysłowych. Przemysł to kręgosłup gospodarki zamożnego państwa: bez niego nie ma nowoczesnego rolnictwa i dochodowych, opartych na wiedzy usług, czyli nie ma bogactwa i pracy. Dlatego Korea Południowa, która ma prawie o połowę większy udział przemysłu w PKB niż Polska, ma także poziom życia taki jak przeciętnie w Unii Europejskiej i najniższy na świecie odsetek bezrobotnych. Gdybyśmy skopiowali model koreański, to pracę w Polsce miałoby o 3 mln osób więcej niż obecnie.

piątek, 6 grudnia 2013

Autorewolucja

Źródło: Corbis/Sygma fot. JP Laffont

Toyota, przez lata jedna z najbardziej zyskownych firm świata, nie istniałaby dzisiaj, gdyby Japończycy zdali się na wolny rynek. Podobnie nie byłoby większości pozostałych japońskich i koreańskich koncernów motoryzacyjnych, takich jak Nissan, Hundai czy Kia. Politycy z Azji – w przeciwieństwie do polskich – zrozumieli jednak, że do walki z zachodnimi koncernami, które mają dziesiątki lat doświadczenia w branży, know-how i miliardy dolarów na kontach, krajowe firmy potrzebują silnej i sprytnej pomocy państwa.

Fałszywa teoria konkurencji

Japonia i Korea Południowa to jedyne kraje, którym po II wojnie światowej się udało stworzyć przemysł samochodowy z sukcesem konkurujący ze „starymi" motoryzacyjnymi potęgami: Niemcami, Francją czy USA. Ale zanim
doszły do tego, jak to zrobić, oba kraje popełniły wiele błędów. Jak pisze David Landes w książce „Bogactwo i nędza narodów", Japończycy najpierw otworzyli swój rynek. I już w 1925 r. w Jokohamie powstała montownia Forda, a w 1927 r. w Osace – General
Motors. W efekcie ponad 95 proc. samochodów zarejestrowanych w Japonii w latach 1926–1935 pochodziło z importu lub z amerykańskich montowni. Japoński przemysł motoryzacyjny praktycznie nie istniał. Nie był w stanie konkurować ze światowymi potęgami, bo japońskie auto kosztowało ok. 50 proc. więcej niż amerykańskie.

Murzyni Europy

Polacy konkurują w kategorii, kto lepiej przykręci śrubkę – oświadczył ostatnio członek Rady Polityki Pieniężnej i były wicepremier Jerzy Hausner. Jego zdaniem Polska jest krajem o niskim zaawansowaniu technologicznym, a firmy zagraniczne, które odpowiadają za większość eksportu Polski, są zainteresowane tylko akceptującymi niską płacę i nieposiadającymi zbyt wysokich kwalifikacji pracownikami z naszego kraju. Nic w tym dziwnego. Krajowa polityka gospodarcza prowadzona od 1989 r., która doprowadziła do takiej sytuacji, ma swoje źródło w teoriach ekonomicznych używanych w XIX w. do uzasadnienia utrzymywania w biedzie kolonii.
Oparcie rozwoju gospodarczego na inwestycjach zagranicznych ma swoje źródło w klasycznej teorii ekonomii, której integralną częścią jest teoria wolnego handlu Davida Ricardo z 1817 r. (uczy się jej każdego studenta ekonomii w Polsce). W jej myśl każdy kraj powinien specjalizować się w tym, w czym ma tzw. przewagę komparatywną i całkowicie otworzyć się na wolny handel. Problem polega na tym, że teoria Ricardo została wymyślona w 1817 r., gdy kończyła się pierwsza rewolucja przemysłowa (trwała od 1760 r. do lat 1820–1840) i nie wiadomo było, czy postęp technologiczny nie skończy się na maszynie parowej. I dlatego Ricardo w swojej teorii zakłada, że technologia się nie zmienia.
Większość wynalazków, które najbardziej zmieniły świat, w tym te najważniejsze, powstały po jego śmierci (zmarł w 1823 r.). Naukowiec nie przewidział, że różnice między krajami rozwiniętymi i rozwijającymi się będą tak duże, a technologie umożliwiające wzrost produktywności, a zatem bogacenie się, tak skomplikowane i wymagające tak wielu nakładów inwestycyjnych, że przy otwartych granicach i bez ochrony celnej raczkującego przemysłu kraje biedne nie będą w stanie dogonić bogatych.